„Czarny scenariusz ma to do siebie, że zawsze spełnia się jako pierwszy.”
Po ostatniej porażce naszej damskiej reprezentacji siatkówki, trener Horton zrezygnował z dalszego trenowania liderki Lee Han Ny. Jako argument podaje, iż już od dłuższego czasu zastanawiał się nad rozstaniem z młodą siatkarką, a jej aktualna pozycja utwierdziła go co do słuszności tejże decyzji.
- Ha, a nie mówiłam! Wielka Han Na była tylko i wyłącznie szczęściarą. Mówiłaś coś o tym, że ciężko na to pracowała, Seu Ah, czy coś mi się przesłyszało ostatnim razem? – Annie zaśmiała się z satysfakcją, po czym zaczęła swoją rozgrzewkę. Nigdy nie była tak bardzo zmotywowana do dalszego treningu jak w tamtej chwili.
- Zadowolona jesteś, co? – zapytała Seu Ah, obserwując reakcję swojej koleżanki.
- Ja? Ależ skądże. Po prostu cieszę się, że w końcu wyszło szydło z worka. Szkoda miejsca w międzynarodowej kadrze na kogoś takiego jak Lee Han Na.
- To może teraz ty masz zamiar spróbować? – Seu Ah spojrzała podejrzliwie na brunetkę, doszukując się w jej spojrzeniu czegoś na znak potwierdzenia. Wiedziała, że nie otrzyma od niej rzetelnej odpowiedzi w słowach, dlatego musiała doszukiwać się czegoś w jej ruchach.
Annie prychnęła na pytanie brązowookiej jednocześnie wykonując skłony. Była pewna, że czas na rewanż za wszystkie lata, w których nie udało jej się dotrzeć na sam szczyt przez jedną, małą, rozpieszczoną dziewczynkę, która zawsze dostawała to, co Annie pragnęła najbardziej.
- Koniec z tym – szepnęła pod nosem. – Twojego chłopaka już mam. Czekaj tylko, aż zabiorę ci twoją pozycję. – Annie na samą myśl poczuła napływ motywacji, która z sekundy na sekundę stawała się silniejsza.
Słońce grzało niewyobrażalnie mocno, a temperatura najprawdopodobniej wynosiła czterdzieści stopniu Celsjusza. Każdy, kto miał taką możliwość, wolał spędzić tak piękny dzień na plaży, ciesząc się ostatnimi dniami letnich wakacji. Każdy, oprócz chłopaków z sekcji lekkoatletycznej, którzy w skwarze dnia, w grubych bluzach pokonywali kolejne kilometry.
- Raz, dwa, trzy… - odliczał trener na przemian gwiżdżąc. – Zawody już niedługo, dalej!
Joon wsłuchiwał się w głos trenera zupełnie nie pojmując ich sensu. Wiedział, że czasu jest coraz mniej, jednak jego myśli krążyły zupełnie gdzie indziej. Można by nawet powiedzieć, że jego umysł znajdował się tysiące kilometrów od miejsca, w którym się znajdował. Wszystko miało swój sens, ale nie taki, jaki być powinien.
- Jeśli dobrze wam pójdzie, to na pewno wrócimy ze złotem – wtórował trener. – Czego nie można powiedzieć o siatkarkach.
Damska reprezentacja, z lepszymi i gorszymi humorkami siedziała już na pokładzie jednego z samolotów. Prawie wcale nie rozmawiały. Każda z nich pogrążona była w swoim świecie, a szczególnie Lee Han Na, wsłuchująca się w jadowity głos radiowego reportera.
- Ash, ileż można! Lee Han Na to, Lee Han Na tamto. Ludzie, znajdźcie sobie inny temat! – krzyczał w jej głowie głos, który nie miał wystarczającej siły przebicia, by wyjść na światło dzienne. Zamiast tego, dziewczyna pogrążała się coraz bardziej w tym, co czeka ją po powrocie do kraju. Skandal i hańba. Tylko tyle była zdolna przynieść swojemu kraju po wielu sukcesach, którym zawdzięczała swoją haniebną sławę.
- Han Na – usłyszała nad sobą. Jej wzrok zwrócił się ku zmęczonej twarzy trenera, który z bezuczuciowym wyrazem zwrócił się w jej kierunku. – Dobrze wiesz, że cię uprzedzałem. Nie mogę teraz tak po prostu…
- Rozumiem . – Dziewczyna przerwała mu z obawy o dalszą część jego tłumaczeń. – Od dzisiaj jesteśmy dla siebie obcy – dodała, wymuszając sztuczny uśmiech. – Miło było z panem współpracować. Dziękuję za opiekę nade mną.
Nie czekała na reakcję. Szybko wyminęła go w przejściu, po czym skierowała się na swoje miejsce. Teraz pozostawało tylko czekać. Trzy godziny i życie znowu nabierze tempa – pomyślała i zatopiła się w dźwiękach swojej ulubionej piosenki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz