#1 Zakazany owoc

Początek nowej szkoły sprawia, że do głowy uczniów napływa wiele sprzecznych ze sobą emocji. Z jednej strony chcieliby być całkowicie sobą, zaś z drugiej za wszelką cenę pragną uzyskać uznanie swoich rówieśników. W gruncie rzeczy sam zbytnio nie odbiegałem od tego schematu. Łapczywie pragnąłem obydwóch tych rzeczy, zupełnie nie przyjmując do wiadomości, że to naturalnie niemożliwe. 
Dlatego musiałem zdecydować.
To była najgorsza decyzja w moim życiu.
Moja szkoła, usytuowana blisko miejsca, w którym mieszkałem, była po prostu nudna. Mnóstwo zasad, nic szczególnego do obejrzenia i zwyczajna, schematyczna hierarchia wśród uczniów. Ci, którzy potrafili się bić i ubliżać innym oczywiście byli na pierwszym miejscu. I chociaż wstyd się przyznać, byłem właśnie w tej grupie. Wiecznie niezadowolony Sehun, który z każdym spojrzeniem wbija miliony igieł w ciało swojego obserwatora. Początkowo myślałem, że to żarty, jednak właśnie tak określali mnie ludzie. Niby mi to nie przeszkadzało, ale czułem się wtedy jak ostatni zwyrodnialec. I kto wie, może naprawdę taki byłem. 
Na dobrą sprawę moje życie upływało spokojnie. Zbierałem miliony jedynek z każdego przedmiotu, by potem na zaliczeniach zdać wszystko z maksymalną liczbą punktów. No bo czy ktokolwiek widział kiedyś takiego „zwyrodnialca”, który jest kujonem? Oczywiście, nie. Sęk w tym, że nigdy się nie uczyłem. Po prostu nie byłem głupi. Byłem po prostu cwany, ale też trochę zbyt mało asertywny. Miałem kumpli, którzy w rzeczywistości tylko czekali na moment, w którym uda im się utrzeć mi nosa. Nie raz musiałem przyprzeć ich do ściany by zrozumieli, kto tu rządzi. Mimo to, wciąż byłem tylko takim małym chłopczykiem, którego słowa innych dosięgały z trzy razy większą siłą.
Co nie zmienia faktu, że od zawsze byłem tchórzem. 
Kiedy po całogodzinnych męczarniach w szkole wyszliśmy na dziedziniec, by trochę odsapnąć, coś w moim środku wzbudziło we mnie niepokój. Delikatnie rozejrzałem się wtedy po placu, po czym zauważyłem postać chłopaka. Chociaż na dobrą sprawę, początkowo miałem wątpliwości, czy oby na pewno to chłopak. Jego delikatne rysy twarzy, jasna cera i niesforne kosmyki blond włosów tak strasznie dodawały mu uroku, że przewyższał urodą niejedną dziewczynę.
Zupełnie przez przypadek poświęciłem mu dłuższą chwilę. Nasze oczy spotkały się na moment, a wtedy poczułem, jak powoli zatapiam się w jego czekoladowych tęczówkach. Tak, był niewątpliwie uroczy, nie mogłem temu zaprzeczyć. I poniekąd było w nim coś nadzwyczajnego, co sprawiło, że z niewiadomych przyczyn zawstydziłem się. Szybko wycofałem się z walki, uciekając wzrokiem od tajemniczego chłopaka, na co ten tylko się zaśmiał. Nie potrafiłem tak po prostu stać i rumienić się jak idiota, dlatego ruszyłem w stronę swoich pozornych kumpli, którzy zajmowali się jakimiś głupimi rzeczami. Starałem się robić wszystko, by tylko nie myśleć o tym ujmującym spojrzeniu, które śledziło mnie na każdym kroku. 
Kolejne dni na całe szczęście upływały w całkowitym spokoju. 
   Do czasu.
   W dzień przed długim weekendem spotkaliśmy się z chłopakami w centrum handlowym. Chodziliśmy tak bez celu, oglądając się za niektórymi przedstawicielkami płci pięknej. Prawda jest taka, że dawniej nawet mi się to podobało, jednak w tamtym momencie miałem ochotę uciec jak najdalej od chłopaków, by tylko z nimi nie przebywać. Męczyło mnie ich towarzystwo, jednak okrutna prawda była taka, że poza nimi nie miałem nikogo.
- Ty, patrz! – wrzasnął w pewnym momencie Taeyong wskazując palcem na jedną z ławkę. – Czy to nie Luluś? – zaśmiał się kpiarsko, akcentując dziwne zdrobnienie.
- Masz racje. – Dołączył się Seungri. – Chyba ma randkę ze swoim chłopakiem – dodał i zaśmiał się gorzko.
Nie minęła nawet sekunda, a banda idiotów już zmierzała w kierunku chłopaka. Nie pozostawało mi nic innego, jak iść w krok za nimi. Tak, byłem ich marionetką, chociaż taką z wielką barierą. Chociaż, pomimo tego, że się mnie bali, zupełnie nie reagowali na moje sprzeciwy.
Jeden z moich kumpli szybko znalazł się przy blondynie i mocno go szturchnął. Dopiero gdy owy „Luluś” się odwrócił, zrozumiałem, że to nie kto inny, jak chłopak sprzed paru dni. Ten sam, z tym samym przenikliwym, czekoladowym spojrzeniem, którego tak zawzięcie chciałem zobaczyć, jednocześnie bojąc się konfrontacji. Tym razem jednak był przestraszony. Dojrzałem to od razu, jednak nie mogłem zrobić nic, by mu pomóc.
- Kogo ja tu widzę? – żachnął się Kyumin. – Nie powinieneś być czasem w jakimś barze dla gejów?
- Kyumin uważaj, bo się jeszcze w tobie zakocha – zawtórował mu jego niższy kolega, po czym lekko szturchnął blondyna.
- No, Luhan. Coś taki mało rozgadany? Nie podobamy ci się? – Taeyong złapał podbródek chłopaka, po czym uśmiechnął się kpiąco. – A może masz teraz randkę, co? 
Stałem wbity w ziemię jak słup. Generalnie nie wiedziałem, co się dzieje, a nawet nie chciałem wiedzieć. Byłem pewny, że może mnie to przerosnąć, dlatego starałem się okazywać swoją obojętność na tyle, ile potrafiłem. Jednak oczy Luhana, które momentami spoglądały w moją stronę wcale mi w tym nie pomagały. 
- Patrzcie, jaki ważny! – Wkroczył Seungri. – Mamusia nie nauczyła cię dobrych manier? 
- Wiesz, wydaje mi się, że geje tak po prostu mają – zaśmiał się Kyumin, szturchając Luhana. 
Sytuacja robiła się coraz gorsza i tylko odliczałem sekundy, aż zostanę w to zamieszany. Co prawda, wcale się nie przeliczyłem.
- Sehun, co tak stoisz? Może się go boisz, co? – zaśmiał się Taeyong z satysfakcją. – A może ci się podoba? – dodał, na co cała banda wybuchła gromkim śmiechem.
Zabrakło mi siły, by cokolwiek powiedzieć. A wzrok Luhana wcale mi nie pomagał.
- Dajcie sobie spokój – mruknąłem pod nosem, lustrując ich przeszywającym spojrzeniem. Niestety, nie było to w stanie ich wystraszyć, dlatego musiałem zrobić coś, czego żałowałem każdego dnia. – Nie będę się zadawał z pedałami – syknąłem, wymijając całą bandę. 
Nie, nie spojrzałem na Luhana. Prawda jest taka, że w ogóle nie powinienem się tym przejmować, bo nawet go nie znałem, jednak coś w środku strasznie nie dawało mi spokoju. Wiedziałem, że go skrzywdziłem. A była to ostatnia rzecz, jaką chciałem zrobić.
Na całe szczęście po moich słowach chłopaki się po prostu wycofali i jak wierna wataha ruszyli w krok za mną. Przynajmniej tyle mogłem zapewnić Luhanowi – spokój. Chociaż na tą jedną chwilę. Nie zmieniało to jednak faktu, że sumienie coraz głośniej krzyczało w mojej głowie. Miałem ogromną ochotę przeprosić za to Luhana i zapewnić, że już nigdy się to nie powtórzy, że kłamałem, by go chronić. Czy było to chore? Tak. W mojej głowie panował taki mętlik, że zacząłem nienawidzić sam siebie. Jakie moce posiadał ten chłopak, by tak mnie wewnątrz zmienić?
Dwa dni później wydarzenie cały czas, niczym powtórki dennego serialu, odtwarzało się w mojej głowie. 
    Widok Luhana… 
    Smutnego Luhana…
Wyrzuty sumienia nie dawały mi żyć, już nie mówiąc nawet o tym, że nie potrafiłem normalnie funkcjonować. Niejednokrotnie budziłem się rano z myślą, że muszę go przeprosić. Niestety, za każdym razem docierało do mnie, że nie mam o nim zielonego pojęcia. Jedyne, czego zdołałem się dowiedzieć to tego, że jest ode mnie starszy i już od pierwszej klasy jest obiektem żartów swoich kolegów ze szkoły. A mimo to, zawsze się uśmiechał. 
Zdenerwowany swoimi myślami zarzuciłem na siebie pierwszy, lepszy płaszcz i wyszedłem na dwór. Od razu uderzyło mnie zimno listopadowego popołudnia, przez co szybko owinąłem się swoim granatowym, wełnianym szalikiem. Wszystko gdzieś uciekło. Szkoły nie było, banda idiotów nie pałętała mi się pod nogami, a ja mogłem byś sobą. Co prawda, nigdy nie tęskniłem za takim trybem życia, dopiero w tamtym momencie uświadomiłem sobie, jaki jestem nieszczęśliwy. Nie miałem nic. Zupełnie nic.
Po jakimś czasie przystanąłem przed wielkim szyldem interesującego miejsca. „Coffee garden”. Nie myśląc zbyt wiele, szybko szarpnąłem za klamkę, by po chwili znaleźć się w przyjemnym pomieszczeniu, w którym zapach kawy atakował nozdrza każdego klienta. Nie zraziło mnie to, wręcz przeciwnie. Szybko zamówiłem kawę i usiadłem przy stoliku otoczonym milionami zielonych roślin. Było ich pełno – kwiaty, drzewka domowe, wszędzie doniczki i lekki zapach ziemi. Nie wiem dlaczego tak strasznie mnie to uspokoiło, ale czułem się niczym dziecko, które po ciężkiej wyprawie wróciło do domu. Taki marnotrawny syn. 
Kiedy porcelanowa filiżanka znalazła się na stoliku, a ja niedbale uniosłem wzrok, by spojrzeć na kelnera, zaparło mi dech w piersi. Luhan.
- Parzona kawa dla pana – odrzekł w pełni profesjonalnie, po czym zauważając moje spojrzenie uśmiechnął się promiennie.
- Co ty tutaj… 
- Pomagam – odparł, przysiadając się do stolika. – To kawiarnia moich rodziców, dlatego w wolne dni lubię pobawić się w kelnera – dodał, lustrując mnie wzrokiem. 
- Rozumiem. 
Siedziałem chwilę nieruchomo, by dopiero po chwili zrozumieć, co powinienem w tamtym momencie zrobić. „Sehun, przeproś go, do cholery!”, krzyczał mi w głowie mój wewnętrzny głos. Ale pomimo tych wszystkich scenariuszy, które udało mi się napisać w głowie, jak moje słowa powinny brzmieć, nie potrafiłem zdobyć się na ich realizację.
- Jesteś Sehun, prawda? – zapytał w pewnym momencie.
- Tak. A ty Luhan? – zawtórowałem, upijając łyk kawy. Chłopak wesoło pokiwał głową, zupełnie niezrażony tym, że zaniedbuje swoje obowiązki. – Wiesz, ja… - zacząłem, mając nadzieję, że przejdzie mi to przez gardło. 
Luhan spojrzał na mnie przenikliwie, przez co głośno przełknąłem ślinę i zatrzymałem się na dłuższą chwilę. Mój wzrok mimowolnie powędrował w okolice własnych rąk, którymi kreśliłem różnorodne znaczki na wciąż trzymanej filiżance.
- A tak, przepraszam – odparł po chwili, na co szybko podniosłem głowę. – Nie powinienem ci przeszkadzać, wybacz. – Chłopak nikło się uśmiechnął i wstał od stolika, zupełnie pozbawiając mnie możliwości rozmowy z nim.
Nie wiem kiedy, ani co to spowodowało, ale bez zastanowienia chwyciłem go za rękę. Dopiero gdy spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami, dotarło do mnie, co zrobiłem. Szybko go puściłem, po czym – mógłbym przysiąc – spaliłem buraka.
- Ja – zacząłem, powoli zmuszając siebie, by na niego spojrzeć. – Przepraszam – wydukałem. 
- Za co? – Luhan widocznie nie skojarzył wszystkich faktów, bo w tamtym momencie przyglądał mi się, jakby zobaczył kosmitę.
- Za to, co ostatnio wydarzyło się galerii. Wybacz, oni nie powinni… - zacząłem się tłumaczyć, zwalając winę na moich kumpli.
- Okej, nic się nie stało – odparł z dobrze znanym mi już uśmiechem. 
- Stało się i czuję się głupio. Więc… - Zawahałem się. – Przepraszam. 
- Nie masz za co. Powiedzieli mi po prostu prawdę, dlatego nie mam o co być zły. Ale dziękuję, że się martwisz – odparł, po czym odszedł od stolika, zupełnie niezrażony moim stanem.
Martwię się? Czy ja się martwiłem? Bardziej pragnąłem oczyścić swoje sumienie i ulżyć sobie, niż jemu. Dlaczego więc tak strasznie dotknęło mnie jego stwierdzenie? 
Kiedy wróciłem do szkoły, zauważyłem pewną zmianę w swoim, a także jego zachowaniu. Niejednokrotnie przyłapywałem się na tym, jak zerkam w stronę blondyna, zupełnie nie zrażony tym, że swoimi czekoladowymi tęczówkami obserwował mnie o wiele częściej, niż ja jego. Był dla mnie niczym zakazany owoc. Z jednej strony chciałem się z nim zaprzyjaźnić, z drugiej zaś wiedziałem, że to nie możliwe. Generalnie sam siebie powstrzymywałem przed tymi myślami. Przecież to było chore. Dlaczego tak strasznie chciałem zbliżyć się właśnie do niego? 
Po paru żmudnych lekcjach przyszedł czas na w-f. Byłem tak zmęczony, że stwierdziłem, iż nic mi się nie stanie, jeśli utnę sobie małą drzemkę. Wcisnąłem nauczycielowi kit, że idę do biblioteki napisać esej z historii, by w rzeczywistości powędrować na dach. Co prawda było tam zimno, jednak wcale się tym nie przejmowałem. Ważne, że mogłem tam odpocząć od tych wszystkich głupich spojrzeń i dogryzek ze strony swojej watahy. Byłem tym zmęczony coraz bardziej.
Pokonałem parę metrów od drzwi, po czym w moje oczy rzucił się nikły cień. Zatrzymałem się. W mojej głowie zaczęły krążyć dziwne myśli, jednak walkę wygrała ciekawość, która sprawiła, że już po chwili poszedłem w tamtą stronę.
Luhan.
Krucha postać chłopaka była pogrążona we śnie. Zimny wiatr lekko rozwiewał blond włosy, przez co na policzkach pojawiły się lekkie rumieńce. Chociaż nie widziałem jego oczu, cały czas czułem, jak coś mnie do niego przyciąga. Szybko ściągnąłem z siebie swoją bluzę, po czym przykucnąłem przed Luhanem i leciutko zarzuciłem mu ubranie na plecy, by uchronić go przed zimnem, które niewątpliwie owładnęło jego ciało. 
Usiadłem obok niego, zupełnie nie myśląc o tym, co może się stać, gdy ktoś nas razem zobaczy. Zacząłem obserwować jego sylwetkę, czasami zastanawiając się, czy aby na pewno nic mu się nie stanie przez chłód. Na szczęście, jego oddechy były spokojne, chociaż bardzo płytkie.
Poczułem w sobie coś dziwnego. Taka chęć, by go dotknąć, poczuć jego delikatną skórę, owładnęła moimi myślami. Nie myślałem o niczym innym. Nic więc dziwnego, że nawet nie potrafiłem nad sobą zapanować. Prawą ręką leciutko pogładziłem Luhana po policzku czując jego delikatną skórę. Jednak wcale mi to nie wystarczało. Pragnąłem jego bliskości, chociaż w rzeczywistości w ogóle go nie znałem. Był dla mnie tak samo obcy, jak każdy człowiek, którego mijałem na ulicy. Jednak równocześnie był mi o wiele bliższy, niż członek mojej rodziny.
Drugi raz, delikatnie przejechałem opuszkami palców po jego policzku, po czym leciutko dotknąłem jego wyziębionych warg. Niewinny, jednocześnie tak strasznie pociągający. Nie rozumiałem, dlaczego tak strasznie owładnął moimi myślami, jednak miałem pewność, że dzieje się ze mną coś, czego nie potrafiłem pojąć. Jego osoba niczym tajfun wtargnęła do mojej głowy, pozbawiając mnie nie tylko racjonalnego myślenia, ale także resztek normalności. A raczej pozorów, które stwarzałem przez całe życie. 
- Jesteś naprawdę wyjątkowy, Luhan – szepnąłem pod nosem, lekko zaciskając palce na jego blond włosach. 
Przyglądałem mu się uważnie, gdy nagle poczułem, jak chwyta mnie za drugą rękę. Jego szczupłe palce szybko złączyły się z moim, a Luhan pewnie przyciągnął mnie do siebie, zupełnie nie zrażony moim zdziwieniem. Chwilę później poczułem jego delikatne wargi na swoich, słodki smak kawy i lekkie smyranie w okolicach szyi. 
Nie, nie protestowałem. Przynajmniej nie wtedy. Zamiast tego, delikatnie wplątałem swoje palce w jego blond włosy i pogłębiłem pocałunek, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co robię. Pragnąłem go.
Pragnąłem Luhana.

1 komentarz:

  1. Piękne.
    Nie jestem w stanie chyba napisać nic więcej *.* To jedno z najlepszych Hunhanów, albo i nawet wogule ff z jakimi mialam styczność..
    Na początku zaciekawil mnie tytul. Potem troche zniechęcilo mnie to że w kolejnym ff Sehun jest badboyem...Ale efekt jest cudowny <3 Mimo tego że Luhan tryska slodkością (co wychodzi mu jednak po glębszym zastanowieniu na plus) to jak sie czyta to wszystko sie uzupelnia...
    Zakazany owoc.. Ohh, Lulu kusisz xD
    Co ja moge jeszcze napisać? Więcej takich Hunhanów!! I wogule więcej takich cudnych opowiadanek ;)
    Tekst sprawia wrażenie dopiętego na ostatni guzik.. IDEALNY!
    Ehh.. Masz talent. Tylko trzymać kciuki, aby ten talent nie poszedl na marne.
    Dobra lece xd Czekam na kolejną część i na kolejne ff.
    Życzę weny i pozdrawiam,
    Wiktoria :D

    OdpowiedzUsuń