Will you follow me?

Jedno wielkie, kolosalne nieporozumienie. To, co w tym momencie publikuję na pewno nie można nazwać oneshotem, ponieważ zajmuję on aż 14 stron w Wordzie. Przerażające, tak wiem. Chciałam zrobić z tego partówkę, ale wiedziałam, że wtedy tego już nie dokończę. Sam fakt, że miałam to opublikować w marcu na pewno daje Wam dużo do myślenia. Korzystając z okazji chciałabym powitać wszystkich nowych czytelników i podziękować za komentarze. Nie sądziłam, że tego typu opowiadania mojego pomysłu przypadną Wam do gustu. W każdym razie, strasznie się cieszę! Co zaś tyczy się tego na dole... Nie wiem, jak to nazwać. Na dobrą sprawę jest to... Niby Baekyeol, ale bardziej obyczajówka. Od razu przepraszam, jeśli rozczarowałam. Mimo wszystko, opowiadanie dużo dla mnie znaczy, ponieważ inspiracją do niego były: ~moje pierwsze opowiadanie, które zajęło pierwsze miejsce w podstawówce ~Exo - Peter Pan. Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć Wam miłego czytania i czekania na opinię!

Tytuł: Will you follow me? 
Fandom: EXO 
Paring: BaekYeol (Baekhyun x Chanyeol) 
Rodzaj: obyczaj, romans, fluff 
Długość: 14 stron 
 Ostrzeżenia: patrz -> długość

listopad 2001
Obudziły go jasne promienie listopadowego słońca wdzierające się przez przymkniętą, beżową zasłonę. Oświetliły zaspaną twarz, na której parę chwil później pojawił się grymas niezadowolenia. Nie miał najmniejszej ochoty wstawać. Łóżko było dla niego niczym forteca, która swoim ziemskim przyciąganiem skutecznie zatrzymywało go w swoich objęciach.
Westchnął przeciągle, gdy po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że walka ze słońcem była bezcelowa. Niemrawo przetarł zaspane oczy dłońmi, po czym położył rękę na drugiej stronie łóżka, uparcie kogoś szukając. Uchylił jedno oko, potem drugie, a dopiero gdy zdał sobie sprawę, że brakuje obok niego drugiej osoby, niczym oparzony podniósł się do siadu i zaczął intensywnie myśleć. Po raz kolejny przetarł oczy, ponownie spojrzał na białe posłanie i zaczął powoli panikować.
– Baekkie! - krzyknął, mając nadzieję, że po chwili ktoś odpowie na jego wołanie. Niestety, towarzyszyła mu tylko cisza. Wytężył swój słuch, starając się dosłyszeć jakikolwiek dźwięk. Ku swojemu niezadowoleniu, nie usłyszał nic – żadnych spodziewanych kroków, odgłosów włączonego czajnika, czy choćby najcichszych szmerów. Był w domu sam, zupełnie sam. Ta myśl przytłoczyła go na tyle, że obudził się, jak gdyby ktoś potraktował go wiadrem zimnej wody.
O wiele żywiej opuścił nogi na ziemię, po czym przeczesał swoje kręcone włosy. Westchnął, rozejrzał się naokoło siebie i znowu pojawiła się myśl, że coś jest nie tak. Zaczął intensywnie zastanawiać się nad przebiegiem ubiegłej nocy, z sekundy na sekundę zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie nikt nie jest winny, jak tylko on.
Byli pijani, a raczej upojeni wspólną nocą, którą postanowili spędzić. Znali się już parę miesięcy i nie można zaprzeczyć, że większość cech mieli wspólnych niżeli różnych od siebie. Zgadzali się prawie we wszystkim, co tylko pomogło im „przypieczętować” (jak uwielbiał określać to Chanyeol) wspólną znajomość. Wprawdzie szatyn nie potrafił sobie przypomnieć niczego konkretnego z minionej nocy. Niektóre z rzeczy pamiętał jakby przez mgłę z zupełnie nieznanych mu przyczyn. Stwierdził, że to wszystko przez Baekhyuna, który wprost oczarował go swoją osobą. Miał nadzieję, że sam podziałał na niego w ten sam sposób i będą mogli żyć długo i szczęśliwie, jak we wszystkich disnejowskich bajkach, które uwielbiali oglądać razem. A nawet, gdyby jego dziecięce wyobrażenia nie miały zamiaru nigdy się spełnić, na pewno nie spodziewał się tego, że Baekhyun po prostu zniknie. Ot tak, na pstryknięcie palców, jak wampir, który boi się słońca.
Po pewnym czasie, gdy odzyskał trzeźwość umysłu, niepewnie wstał z łóżka, lekko się przy okazji zataczając. Poczuł alkohol, który dosyć nieprzyjemnie rozchodził się w jego krwi. Tak, wypił dużo, chociaż sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać, dlatego czym prędzej wygonił natrętną myśl ze swojej głowy i zaczął oglądać swój pokój, jak gdyby był w nim pierwszy raz. Wszystko leżało tam, gdzie powinno. Chanyeol, chociaż bardzo chciał, nie zauważył nowych przedmiotów, ani żadnej karteczki wyjaśniającej, gdzie podziewa się Baekkie. Poczuł lekkie ukłucie w sercu. Nie tak wyobrażał sobie poranek po jakże wspaniałym wieczorze.
Podszedł do okna i wyjrzał na ulicę, na której oprócz starego mężczyzny nie dojrzał nikogo. Znów poczuł bliżej nieopisane ukłucie w sercu. Kolejna myśl, jaką się pocieszał, było wyobrażenie, że za chwilę usłyszy przekręcający się kluczyk w drzwiach, w których stanie Baekhyun z radosnym uśmiechem. Powie wtedy „Poszedłem po coś na śniadanie” i razem, niczym w typowym filmie romantycznym, zaczną szykować posiłek, który parę chwil później zjedzą. Wprawdzie sam nie wierzył w swoje wyobrażenie, jednak pragnął, by tak właśnie się stało.
Chwycił czarny t-shirt z krzesła, po czym szybko go na siebie założył. Przeciągle ziewnął, sprawdził telefon i znów poczuł się... zdradzony. Tak, tak właśnie się czuł. Jakby został wykorzystany przez wyprutego z uczuć chłopaka. Wiedział, że wszystko o czym w tamtej chwili myślał było jednym, wielkim kłamstwem. Baekhyun taki nie był. Nie mógł.
Rozejrzawszy się po mieszkaniu stwierdził, że przebywa w nim sam. Nic nawet nie wskazywało na to, że ktoś mógł tutaj być. Naczynia pozmywane, kieliszki schowane, drzwi zamknięte na klucz i co najgorsze – nic, co mogłoby wskazywać, że ktoś towarzyszył mu wczorajszej nocy. Żadnego listu, kartki, ani jakiegokolwiek znaku. Czuł się przez to jak bohater dennej komedii lub człowiek po ciężkiej amnezji. Czyżby wypił aż tyle alkoholu, że zaczął mieć chore wyobrażenia? Nie potrafił dopuścić do siebie tej myśli, dlatego aby utwierdzić się co do swojego zdrowia psychicznego, przejrzał wszystkie wiadomości z wczorajszego dnia. Jak strasznie się ucieszył, gdy ten jeden esemes znajdował się w skrzynce odbiorczej.
„Ok, możemy się dzisiaj spotkać ;)”.
Wszedł do kuchni, wypił dwie szklanki soku pomarańczowego i zjadł parę tostów. Na pozór wydawałoby się, że wszystko jest w porządku, jednak jego wnętrzem targały sprzeczne uczucia. Czy Baekhyun naprawdę go porzucił? Gdzie się znajdował? Czy nic mu się nie stało? Niestety, nie miał możliwości, by się o tym przekonać, ponieważ niezależnie od tego, ile razy próbował dodzwonić się do obiektu swoich przemyśleń, wciąż odpowiadała mu głucha cisza po drugiej stronie słuchawki. Jedyne, co mógł w tej sytuacji zrobić, to wrócić do swojego tryby życia. I tak też właśnie postąpił.

~○~

Kolejne dni minęły mu w nieustępliwym, złym humorze. Drażniło go nawet światło, które sam włączył, by zająć swoje myśli czytaniem książki. A Baekhyun nadal nie odpowiadał. To nie tak, że nie starał się z nim skontaktować – wręcz przeciwnie. Dzwonił, pisał, a nawet chciał go odwiedzić, jednak pech chciał, że nigdy nie dowiedział się, gdzie chłopak mieszka. Może to brzmiało dziwnie, jednak Baekkie nie chciał o tym rozmawiać, a Chanyeol z obawy, że mógłby go stracić, nigdy nie naciskał. Dzisiaj żałował tego o wiele bardziej, niż mógłby się wcześniej spodziewać.
Po czytaniu po raz setny tej samej strony, Chanyeol odpuścił. Nie miał siły dłużej udawać, że zaistniała sytuacja go nie martwiła. Dotknęła go o wiele bardziej, niż powinna. Zdenerwowany, rzucił znienawidzoną książkę (którą prawie znał na pamięć) i przez dobre parę minut wpatrywał się tępym wzrokiem w białą ścianę, na której światło lampki tworzyło figlarne wzorki.
– Może naprawdę zgłupiałem – stwierdził, łapiąc się za włosy.
W tamtym momencie był zły. Na siebie, na Baekhyuna, na wszystko. Nie odczuwał załamania, ani innego, jakże melancholijnego uczucia. Wszystko wypełniał wszechobecny gniew, który z minuty na minutę rósł coraz bardziej, by po chwili eksplodować.
– Dobra, jak sobie chcesz – rzekł sam do siebie, uśmiechając się sztucznie.
Postanowił. Nie będzie zawracał sobie tym głowy. W niedługim czasie na pewno pozna kogoś tak samo, jak nawet i bardziej, interesującego niż Baekhyun, dzięki czemu uda mi się uciec z tej uczuciowej pułapki. Musiał tak zrobić, ponieważ myślenie wciąż o tym wydarzeniu sprawiało, że tracił zdrowe zmysły.
Podjął decyzję, ostatecznie.

~○~

Minął tydzień. Pełen obowiązków, nadgodzin w pracy i... myślenia o Baekhyunie. Ten uroczy chłopak nie odezwał się do niego nawet po tak długim czasie, co jeszcze bardziej potęgowało w Chanyeolu chęć skontaktowania się z nim. Zastanawiał się, czy nie został poddany próbie wymyślonej przez bruneta – „oddalić go od siebie, by tęsknił za mną jak nikt inny”. Myśl wydawała się aż nadto realna, jednak nie w przypadku Baekkiego. Chłopak był zbyt nieśmiały na takie ruchy. Tak, to na pewno nie wchodziło w grę.
Te i inne myśli spowodowały, że Chanyeol nie wiedział, co począć. Wewnętrzne rozterki miotały nim, nie dając sposobności do normalnego funkcjonowania. Zdawał sobie sprawę, że długo tak nie pociągnie, dlatego – zapobiegawczo – stał się pracoholikiem. Brał więcej zadań, realizował je po nocach, przez co czas na rozmyślanie o niespełnionej miłości sprowadzał się do trzydziestu minut przerwy na lunch. Wydawało mu się, że wszystko zaczyna się układać, a on sam zbiera się w całość. Tak, tylko mu się wydawało. W głębi duszy odczuwał brak chłopaka, tego uroczego bruneta, który swoim ciemnymi oczami wpatrywał się w niego z takim zamiłowaniem. Jego nieśmiałego uśmiechu i głosu, którego już nigdy miał nie usłyszeć. To bolało o wiele bardziej, niż głowa, która po całym dniu pracy nie przestawała dawać o sobie znać.
Jednego dnia, gdy zbyt wysoka temperatura nie pozwoliła mu na pojawienie się w biurze, wziął pracę do domu. Przyszykował wszystko na łóżku: chusteczki, ciepłą herbatę, kołdrę, laptopa i plik kartek, które miały służyć za notes. Nie myślał o niczym konkretnym, jedynie denerwował się sam na siebie, że nie pamięta hasła do swojej poczty. Spróbował pierwszy raz, potem drugi i jeszcze następny. Z kolejnym załamał ręce, upił trochę gorącej herbaty, parząc przy okazji język i zaczął tępo wpatrywać się w monitor. Nie mógł pozwolić, by to internetowe cholerstwo z nim wygrało. Westchnął głęboko, wytężył pamięć, wpisał i... tak! Udało mu się. Chanyeol – 1, poczta – 0. Walka wygrana.
Podekscytowany swoim sukcesem, z wielkim uśmiechem na ustach, zaczął przeglądać wiadomości. Jego skrzynka była w opłakanym stanie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że aż tyle reklam mogło namnożyć się w ciągu jego dwu-tygodniowej nieobecności. Oparł głowę o ścianę, po czym zaczął zagłębiać się w przerażających otchłaniach Internetu. Połowę wiadomości było zbędnych, druga połowa w ogóle go nie interesowała. Gdy wreszcie udało mu się wszystko uporządkować, zostało tylko parę maili, które powinny zwrócić jego uwagę na dłużej ze względu na nadawcę, bądź sam tytuł. Zanim jednak zajął się pracą, spostrzegł coś, co sprawiło, że jego serce zaczęło bić mocniej.
„Autor: Baekhyun Temat: Peter Pan”
Minęło trochę czasu, zanim zdołał się opanować. Denerwował się, jednocześnie będąc szczęśliwym, co jeszcze bardziej potęgowało jego zniecierpliwienie. Wahał się parę razy, nim skierował kursor na magiczną linijkę i kliknął, głośno przeklinając ślinę.
To, co zobaczył, nie do końca spełniało jego oczekiwania. A raczej obawy. Miał przeświadczenie, że to mail pożegnalny, w którym Baekkie napisze mu – od serca, bądź też nie – że „fajnie było, ale się skończyło”. Nic takiego jednak nie znalazł. Zamiast tego, jego oczom ukazało się zdjęcie i parę linijek tekstu.
Fotografia była dla niego aż nadto znajoma. Dwie sylwetki, wesoło uśmiechające się do obiektywu aparatu. On i Baekhyun, który w zielonej czapeczce i śmiesznych brązowych spodniach sprawiał, że chłopak miał ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem. Pamiętał ten dzień. Jakże mógłby zapomnieć. Jego kochana, dziewięcioletnia siostra wymyśliła, że na swoje urodziny chce iść na spektakl zatytułowany „Piotruś Pan”. Nie mógł odmówić, dlatego parę godzin później jechał z zadowoloną dziewczynką do pobliskiego teatru. Kupili bilety, zajęli miejsca i... Nieznajomy brunet oczarował go swoim uśmiechem. Stał parę rzędów przed nim, zabawiając mniejsze dzieci, pozując do zdjęć i grając Piotrusia Pana. Chanyeol starał się obserwować go incognito, jednak nie udało mu się zbyt długo utrzymać swojego zainteresowania w tajemnicy. Brunet bardzo szybko złapał go na gorącym uczynku, jednak zamiast uraczyć go przeszywającym spojrzeniem, uśmiechnął się i zaczął kroczyć w jego kierunku. Chan doskonale pamiętał, jak gula utknęła mu w gardle, a serce zaczęło bić niewyobrażalnie głośno. Czuł się tak, jakby miał za chwilę umrzeć z przypływu tych niewytłumaczalnych emocji.
Chłopak w mgnieniu oka znalazł się przy dziewczynce i zszokowanym Chanyeolu, który wytrzeszczył swoje oczy ze zdziwieniem i... przerażeniem. Obawiał się, że brunet wytknie mu jego „naganne” zachowanie i będzie to przyczyną nieprzyjemnej sytuacji. Nic takiego jednak się nie stało. „Piotruś Pan” ponownie się uśmiechnął i wyciągnął swoją rękę do podekscytowanej dziewczynki.
– Witaj, Wando. Jestem Piotruś Pan i zabiorę cię do Nibylandii – powiedział, a jego głos sprawił, że Chan dostał gęsiej skórki. Natomiast jego siostra zaśmiała się wesoło, podając mu rękę.
– A gdzie twój Dzwoneczek? - zapytała dziewczynka, rozglądając się naokoło.
Chanyeol zaśmiał się na spostrzeżenie swojej siostry. Dopiero zdając sobie sprawę, że może to zostać źle odebrane przez bruneta, od razu przybrał swoją wcześniejszą minę i starał się w miarę bez okazywania emocji wpatrywać się w cała scenkę.
- Schowała się gdzieś, zapewne jest zazdrosna – odparł chłopak, uśmiechając się przy tym zadziornie. Chanyeol aż zagryzł wargę, widząc poczynania bruneta. Miał nadzieję, że uda mu się zgrywać brak zainteresowania do samego końca i „Piotruś Pan” zbyt szybko nie połapie się w jego przemyśleniach.
– W takim razie wypadałoby ją znaleźć, bo inaczej nie dostaniemy się do Nibylandii – powiedziała pewna siebie dziewczynka, robiąc przy tym zmartwioną minkę.
– Nie bój nic! - wykrzyknął radośnie Piotruś Pan, na co Chanyeol zaśmiał się pod nosem. - Znajdzie się, bo ona zawsze podąża za mną. - Poprawił swoją czapkę na głowie, po czym uśmiechnął się jeszcze serdeczniej. - To jest twój brat Michaś, Wando? - zapytał, zwracając uwagę na Chanyeola. Uradowana dziewczynka przytaknęła ruchem głowy, na co Piotruś Pan jeszcze bardziej się rozpromienił. - W takim razie, po przedstawieniu zabiorę was do mojej krainy – odparł, machając na pożegnanie.
Chanyeol odprowadzał nowo poznanego chłopaka wzrokiem, aż ten nie zniknął za bordową zasłoną. Chociaż wprawdzie nie mógł powiedzieć, że go zna, bo niezależnie od tego, jak bardzo tego chciał, wciąż nie wiedział, jak tajemniczy Piotruś Pan z Nibylandii ma na imię. Sprawiało to, że poczuł straszne ukłucie w sercu, którego przez cały spektakl nie potrafił sobie wytłumaczyć.
Po zakończonym przedstawieniu, brunet, a raczej Piotruś Pan, tak jak obiecał, przyszedł po „Wandę i jej brata”, by zabrać ich do „Nibylandii”. Cała ta sytuacja sprawiała, że Chanyeol naprawdę wczuł się w ogrywaną przez siebie rolę i niejednokrotnie przytaczał słowa swojego bohatera.
Za kulisami, do których zostali zaprowadzeniu, przebrani aktorzy i wolontariusze bawili się z dziećmi, pozowali do zdjęć, rysowali, użyczali kostiumów i starali się zapewnić im jak największą rozrywkę. Jednak nie to interesowało wtedy Chanyeola. O wiele bardziej skupiał swoją uwagę na konkretnym „Piotrusiu Panie”.
Wspominając to zabawne pierwsze spotkanie, Chan uśmiechnął się szczerze, przyglądając się po raz setny zdjęciu. Zostało ono zrobione parę minut później, gdy „impreza w Nibylandii” powoli dobiegała końca i trzeba było wracać do domu. Chanyeol czuł wtedy o wiele większy żal, że musi opuścić to bajkowe miejsce, niż jego siostra. Sęk jednak tkwił w tym, że to nie bajkowa aura tak strasznie przyciągała chłopaka, tylko ów Piotruś Pan, który bez momentu wytchnienia odwzajemniał wszystkie jego uśmiechy. Myśl, że może już nigdy go nie zobaczyć, spowodowała, że Chanyeol zamienił się w duże dziecko, które pragnęło opieki. Nie uszło to uwadze Baekhyunowi, który odebrał to troszeczkę w inny sposób, niż siostra Chanyeola. Na sam koniec zabawy, gdy wszyscy już wychodzili, Piotruś Pan złapał swoich rekrutów w drzwiach i poprosił o zdjęcie. Jedno z Wandę, drugie wszyscy razem i trzecie... To, które aktualnie wyświetlało się Chanyeolowi na ekranie laptopa.
Pomimo tych wielu okazji, które otrzymali od losu, by ze sobą porozmawiać, żaden nie odważył się zagaić rozmowy. Sprawiło to, że obaj czuli się niezręcznie w swoim towarzystwie, co starali się ukryć pod pozorami wiernej gry aktorskiej. Wprawdzie wychodziło im to znakomicie, jednak nie pomagało ich wzajemnej reakcji. Chanyeol do dzisiaj nie wie jak powinien dziękować Luhanowi za to, że pojawił się w tamtej chwili i zręcznie porwał jego siostrę za drugie kulisy. W rzeczy samej, blondyn odgrywał rolę pirata, który poczuł się zobowiązany porwać Wandę. Dzięki temu, Baekhyun z Chanyeolem mieli do spełnienia misję, której i tak summa summarum nie wykonali. O wiele bardziej byli zainteresowani sobą, niżeli sytuacją dziewczynki, która bawiła się w porwanie.
Chan zaśmiał się na wspomnienie ich wspólnej przechadzki po ogromnym budynku teatru. W ciągu paru minut, Bacon potrafił przeprosić go ponad sto razy, tłumacząc, że jego kolega Luhan jest o wiele większym dzieckiem, niż niejeden pięciolatek. Spowodowało to, że atmosfera między nimi stała się luźniejsza i nie czuli się już skrępowani w swoim towarzystwie. A wszystko za sprawę nadpobudliwego „Jelonka”, który chciał pobawić się w swatkę.
- Tak w ogóle, Piotrusiu Panie – zaakcentował Chanyeol, uważnie obserwując swoje kroki. - Jak ci na imię? - zapytał, spoglądając na swojego rozmówcę.
– Baekhyun, ale możesz mówić mi Bacon – odparł zawstydzony, co nie umknęło uwadze Chanyeola.
„Wandę” odnaleźli dopiero po czterdziestu minutach, jednak nikt z tego powodu nie narzekał. Dopiero, gdy przyszło rozstać się z bajkową przygodą, dało się poznać, że nie tylko Chanyeol i jego siostra byli z tego powodu niezadowoleni, ale także Luhan i Baekhyun.
– Wpadnijcie jeszcze! - wrzasnął blondyn, uśmiechając się od ucha do ucha. Bacon nie odezwał się, jednak ruchem głowy poparł swojego kolegę.
Początkowo, taki mieli zamiar. Chanyeol nie wyobrażał sobie, że mógłby nie skorzystać z takiej propozycji, szczególnie jeśli chodziło o Baekhyuna, który już od pierwszej chwili zwrócił jego uwagę. Było w nim coś, czego Chan nie potrafił trafnie zdefiniować. Cząstka, której jemu samemu brakowało i która pomogłaby im się zrozumieć. Wychodząc z teatru, Channie intensywnie rozmyślał nad tą kwestią, co spowodowało, że nim się obejrzał, złapał siostrę za rękę i wrócił do budynku. Zdziwienie, jakie wymalowało się na twarzy Bacona, gdy Chanyeol poprosił go o swój numer, do dzisiaj sprawiało, że poprawiał mu się humor.
Wspominając to, Chanyeol nawet nie zauważył, że od dobrych dziesięciu minut przygląda się zdjęciu i uśmiecha do monitora. Poczuł się tak, jakby to wszystko miało miejsce zaledwie wczoraj, a ich wspólna relacja miała się dopiero rozwijać. Zapomniał na ułamek sekundy o późniejszych następstwach, które w tym okresie nie dawały mu spokoju. Dopiero, gdy udało mu się uporządkować myśli, spostrzegł, że pod zdjęciem widnieje podpis, na który wcześniej nie zwrócił należytej uwagi.

Przeszukuję zakątki pamięci,w których jesteś, wciąż taki sam.Znalazłem zdjęcia,o których przez ten czas zdążyłem zapomnieć.
Szukając mnie w Nibylandii, podążasz za Dzwoneczkiem,którego wysłały moje wspomnienia.W tym miejscu, gdzie ty i ja patrzyliśmy na siebie z uśmiechem.

Czytał to w kółko i w kółko, starając się zrozumieć ukryty przekaz. Niestety, pomimo usilnych starań, wciąż miał w głowie wspomnienie pierwszego spotkania, które było równie magiczne, co każda chwila spędzona w towarzystwie Bacona.
– Szukając mnie... w Nibylandii – przeczytał głośno, robiąc pauzy między wyrazami. Starał się zrozumieć sens, bądź chwycić się czegoś, co kiedyś wyszło z ust Baekhyuna. Chociaż brunet mówił bardzo mało, kiedy już zdecydował podzielić się jakąś konkretną informacją, Chanyeol słuchał go wtedy jak najlepiej potrafił.
„ Jestem Piotruś Pan i zabiorę cię do Nibylandii „
– Nibylandia, Nibylandia, Nibylandia – nucił pod nosem, łudząc się, że coś mu to pomoże. - Fakt! Nibylandia to teatr! - krzyknął uradowany, zdając sobie sprawę, że może mieć rację. Nie dopuszczał do podświadomości innej opcji. To musiało być to.
Całą noc przeleżał na wznak, nawet nie przymykając oczu na sekundę. Intensywnie rozmyślał nad tym, co się wydarzyło. Dlaczego Baekhyun nie odzywał się do niego przez tydzień, by potem wysłać taką wiadomość? Czy bawi się z nim w kotka i myszkę? Te i inne pytania sprawiły, że Chanyeol nie zmrużył oka, tylko cały czas żył jedną myślą. Musiał rano wstać i udać się do teatru – miejsca, w którym się poznali. Być może właśnie tam czekał na niego Baekhyun. Przynajmniej taką miał nadzieję.

~○~

Już przed godziną ósmą był wyszykowany i podekscytowany. Nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy, dlatego dla bezpieczeństwa pojechał autobusem, by nie zabić kogoś po drodze (o siebie zbytnio się nie martwił, ponieważ zawsze twierdził, że złego licho nie bierze). W myślach nieustannie układał scenariusze rozmowy z Baekhyunem, by nie zostać zaskoczonym przez bruneta. Wiedział co odpowiedzieć na odrzucenie, wyznanie, a nawet na sytuacje, których wolał nie doświadczyć. Dopiero pod budynkiem teatru zdał sobie sprawę, jak strasznie postradał zmysły i aby się opamiętać, przykucnął na chodniku, złapał się za głowę i trwał w tej pozycji przez parę sekund, starając się uporządkować swoje myśli.
W budynku było pusto. Czasami przewinął się ktoś przez korytarz, uparcie szukając jakiejś osoby, przez co w ogóle nie zwracał uwagi na Chanyeola. Chłopakowi byłoby to na rękę, gdyby nie fakt, że nie wiedział, gdzie powinien szukać Baekkiego. Zaprzątał sobie tym tak strasznie głowę, że nawet nie zauważył Luhana, w którego uderzył z ogromną siłą. Obaj odskoczyli od siebie, mając w głowie serię przekleństw, którymi chcieli uraczyć swojego napastnika, dopóki na siebie nie spojrzeli.
– Cześć, Chan – rzucił wesoło blondyn, obdarzając swojego rozmówcę firmowym uśmiechem. - Dawno cię widziałem. Co tam?
– Cześć, Luhan, też miło cię widzieć – odparł wymijająco chłopak, mając nadzieję, że „Jelonek” nie odbierze tego źle. - Jest może Baekhyun? - zapytał, nie mogąc się powstrzymać.
– Baek? Nie, nie ma – odparł, zastanawiając się chwilę. - I to już od dobrego tygodnia. A coś się stało?
– Nie, nic. - Skłamał Chanyeol, mając nadzieję, że Luhan tego nie zauważy. - Dobra, będę się już zbierał. - Już miał odchodzić, gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
– Czekaj, Chan, bo słuchaj, mam sprawę – zaczął podejrzanie blondyn, sprawiając, że Chanyeol dostał gęsiej skórki. - Bacon obiecał mi pomóc w opiece nad dziećmi dzisiaj, ale nie mogę się do niego dodzwonić. Wiem, że to trochę głupio z mojej strony cię o to prosić, ale czy... mógłbyś tam dzisiaj ze mną iść? - zapytał, wytrzeszczając swoje oczy. - Poszedłbym sam, ale nie dam rady upilnować dwudziestki sześciolatków – dodał po chwili, uśmiechając się.
Chanyeol od początku wiedział, że blondyn jest czystym wcieleniem diabła, który ukrywa się pod postacią niewinnego chłopczyka. Dlatego uważał go nie tylko za uroczego, ale przede wszystkim za cwanego człowieka, który uwielbiał manipulować ludźmi i bardzo dobrze mu to wychodziło. Nic więc dziwnego, że Chan nie miał nawet siły mu odmówić, ponieważ wielkie, kocie oczy, którymi obdarzył go Luhan sprawiły, że od razu przystał na jego propozycję. Wówczas nie wiedział jeszcze, że jest to tylko pierwszy punkt doskonale zaplanowanego planu.

~○~

Stał w progu, przyglądając się z załamanymi rękoma dzieciom, które bardzo energicznie powitały go w swojej klasie. Dopiero widząc tą scenę, Chanyeol zrozumiał, że Luhan wcale nie przesadzał, prosząc go o pomoc. Dwudziestka rozwścieczonych dzieciaków nie było łatwa do okiełznania. Dlatego pierwsza myśl, jaka go nawiedziła, to stwierdzenie, że mógł w tym momencie spokojnie siedzieć w domu z kawą i laptopem, zatapiając się w swoich rozważeniach. Jednak jako że nie należały one do najprzyjemniejszych, wrócił do punktu wyjścia, czyli przedszkola, w którym się znalazł na prośbę „niewinnego” blondyna.
Chociaż początkowo wydawało mu się, że nie mogło być gorzej, zmienił zdanie wraz z kolejnym szkrabem proszącym go o pomoc. Dzieci na swój sposób były urocze, chociaż miały zbyt wielkie pokłady energii, jak na gust Chanyeola. Przynosiły mu rysunki, na których widniały domy, rodziny, wszelakiej maści zwierzęta, a także cudowny portret jego osoby (który od razu schował, gdyż tak bardzo mu się spodobał). Nawet nie zauważył kiedy, a zaczął dogadywać się na tyle z dziećmi, że wszystkie jego wcześniejsze obawy wydały mu się śmieszne. Tak strasznie czuł się głupio przez swoją niedojrzałość.
Zabawa ciągła się w najlepsze, pozbawiając Chana ostatnich sił. Ledwo zdołał wziąć dziewczynkę na barana, to po chwili zrobił samolot chłopczykowi, następnie ciągnąc bliźniaków na kocu po podłodze. Sprawiło to, że chłopak od razu stwierdził, że już nigdy nie powie, że jego praca jest męcząca. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, co przeżywają wszystkie przedszkolanki, które miały w opiece te wszystkie energiczne pociechy. Utwierdził się w tym przekonaniu jeszcze bardziej, gdy w pewnym momencie dzieci wpadły na doskonały pomysł wymalowania go farbami plakatowymi, przez co jego biała koszula zamieniła się w tęczę, a twarz przyozdobiły indiańskie kreski. Przedszkolaki miały dużo uciechy z zaistniałej sytuacji, jednak opiekunce nie było już do śmiechu. Od razu przestrzegła wychowanków, że nie powinno się tak robić i wyprowadziła Chanyeola do łazienki, by mógł doprowadzić się do stanu używalności. Była to kobieta w średnim wieku o bardzo wyrozumiałym spojrzeniu i szerokim, zmęczonym uśmiechu. Chanyeol od razu poznał, że wielogodzinne przebywanie z dzieciakami nauczyło ją okazywania pozytywnych emocji, by nie odbiło się to negatywnie na przedszkolakach. Podziwiał ją, ale nie widział potrzeby, by się z nią bliżej zapoznawać.
Gdy udało mu się wymyć większość kolorowych plam i zmyć cudowny, indiański makijaż, zerknął na zegarek, po czym stwierdził, że czas wrócić do domu, by zająć się swoją pracą (którą porzucił na rzecz spotkania z Baekhyunem). Myśl ta znowu spowodowała, że Chanyeol zaczął się zastanawiać, co się dzieje z Baconem i do czego dążył, wysyłając mu tego trudnego w odczytaniu maila. Czyżby Chan coś przeoczył? Może źle zrozumiał? Nie wiedział, czego się chwycić, próbując znaleźć logiczne wyjaśnienie. Wszystko sprawiało, że miał nieodłączne wrażenie, że śni, a sen ten nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Wychodząc, podszedł do przedszkolanki, by się z nią pożegnać. Ta uśmiechnęła się przyjaźnie, po czym podziękowała mu z całego serca, na co Chan nie pozostał obojętny od razu odwzajemniając uśmiech. Już miał wychodzić, gdy kobieta zatrzymała go w progu.
– Jesteś przyjacielem Baekhyuna, prawda? - zapytała, nie czekając na odpowiedź. - Ostatnio jak tutaj był, prosił mnie, abym załatwiła mu bilety na wystawę, która jest dzisiaj. Nie widziałam go dość dawno i podejrzewam, że prędzej ty go spotkasz. Czy mógłbyś mu to przekazać ode mnie? - Kremowa, podłużna koperta wylądowała w rękach Chanyeola, który tylko się uśmiechnął i przytaknął ruchem głowy. Nie widział potrzeby, by uświadamiać tej kobiecie, że sam nie ma kontaktu z Baekhyunem od tak długiego czasu, dlatego bez słowa ukłonił się i wyszedł.
Kiedy znalazł się na dworze, zimne, listopadowe powietrze owinęło jego ciało. Poczuł przyjemne łaskotanie wiatru, po czym głęboko wciągnął powietrze. Nie wiedział, o czym myśleć. Wszystko, co wydarzyło się do tej pory, nie wiązało się ze sobą, a Chanyeol czuł się jak marionetka w czyichś rękach. Czy gdyby wiedział, że nie spotka Baekhyuna w przedszkolu, przystał by na prośbę Luhana? Zapewne nie, co powodowało, że czuł się coraz bardziej podle.
– Ładny z ciebie egoista, Chan – mruknął sam do siebie, wkładając kopertę do kurtki. Miał nadzieję, że będzie miał okazję przekazać własność Baconowi.
Przemyślenia jego przerwał pojedynczy dźwięk telefonu. Chan od razu wiedział, że dostał esemesa, jednak nie rwał się zbytnio do jego odczytania. Zimny wiatr, który skutecznie oziębił jego ręce sprawiał, że chłopak miał ochotę zignorować wiadomość i wrócić do ciepłego domu. Jednak ciekawość wzięła górę i pomimo swoich wcześniejszych zamierzeń, wyciągnął telefon.
Od: 669558948 
Treść: Masz bilet, prawda? Niestety, nie mogę iść na wystawę. Mam nadzieję, że za to ty skorzystasz z okazji. ;) 
Bacon”.
Chan przystanął w miejscu, widząc treść esemesa. Miał wrażenie, że literki zaczęły płatać mu figle i układają się w słowa, jakie chciałby zobaczyć. Do samego końca nie mógł uwierzyć, że nadawcą jest Baekhyun. Dopiero gdy, po jakimś czasie, otrząsnął się z zaskoczenia, bez zastanowienia wybrał powyższy numer i zadzwonił. Niestety, od razu włączyła się automatyczna sekretarka, co wprawiło Chanyeola w osłupienie. Miał wrażenie, że jest bohaterem nieudanej komedii, ponieważ z każdą minutą miał serdecznie dość zaistniałej sytuacji i swojej roli w tym wszystkim.

~○~

Do mieszkania wrócił cały przemarznięty i nawet ciepła herbata, którą sobie zrobił, nie była w stanie mu pomóc. Zima ostro dawała się we znaki, co nie przypadło Chanyeolowi do gustu. Nigdy nie lubił tej pory roku w przeciwieństwie do Baekhyuna. To on zaczął wpajać mi do głowy, że ten okres jest najlepszy na rozpoczęcie długotrwałego związku, a Chan naprawdę chciał w to wierzyć, zważając na to, że jego wymarzonym partnerem na całe życie był właśnie Baekhyun.
Z ciepłą herbatą w dłoni udał się do salonu. Kremowa koperta, którą parę minut temu otrzymał od przedszkolanki, wylądowała na szklanym stoliku, a jego myśli znowu zaczęły krążyć wokół całej zaistniałej sytuacji. Nie rozumiał zupełnie nic. I już nawet nie chodziło o to, że był z tego powodu zły. To uczucie opuściło go już dosyć dawno temu. Teraz czuł się o wiele gorzej. Bezsilność, która owładnęła jego myślami była o wiele bardziej nie do zniesienia. Chciał zrobić cokolwiek, by wreszcie spotkać Baekkiego, by móc go przytulić i powiedzieć, jak bardzo mu na nim zależy. Bo na dobrą sprawę, nigdy mu tego wprost nie powiedział. 
Westchnął. Przejechał dłonią po ciepłym kubku i zaczął zastanawiać się, czy powinien pójść na wystawę. Co prawda, nigdy nie lubił tego typu przyjęć, tym bardziej, że wymagało to od niego założenia garnituru, którego i tak miał po dziurki w nosie przez pracę. Drugi powód, który przesądzał każdą sprawę związaną z wystawą był fakt, że nigdy nie rozumiał tych rzeczy, które inni nazywali sztuką. Nie widział nic ciekawego w pojedynczym, przerażająco wyglądającym drzewie na tle zwykłego, lekko przyciemnionego śniegu. Czy była w tym jakaś głębia? Dla Chanyeola nie, dlatego tak strasznie nienawidził chodzić od obrazu do obrazu i udawać, że mu się to podoba.
Wszystko zmieniło się dopiero wtedy, gdy to Baekhyun zaprosił go na wystawę. Wtedy jego negatywne emocje zostały zastąpione jedną myślą: „Chcę z nim tam pójść”. Nawet nie myślał o tym, co będzie tam robił. Liczyło się tylko to, że będzie tam ze swoim uroczym kolegą, którego o wiele bardziej chciał nazywać kochankiem. Sam fakt, jak Baekkie go zaprosił, sprawił, że Chan nie potrafił odmówić. Te jego urocze rumieńce i ciche pytanie, które na zawsze pozostanie mu w pamięci. 
„- Czy miałbyś ochotę z-ze mną t-tam pójść?”
Nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, nad którym nie potrafił zapanować. Dopiero wtedy Chanyeol zauważył pewną ważną rzecz. Na każde wspomnienie o Baekhyunie robiło mu się ciepło, a jego serce zaczynało bić o wiele szybciej, niż powinno. Kochał go i nie mógł zaprzeczyć nawet samemu sobie. 
To wystarczyło, by zdecydował. 
Odłożył pusty kubek na stolik i szybkim krokiem ruszył do sypialni. Wyciągnął czystą bieliznę, wziął ręcznik i przez następne piętnaście minut próbował doprowadzić się do stanu używalności. Psychicznie, oczywiście. Kiedy wyszedł, wyciągnął z szafy czarny garnitur z białymi obszyciami. Ulubiony Baekkiego. Przejrzał się jeszcze w lusterku, poprawił krawat, który utrudniał mu oddychanie i zabrał kopertę ze stolika. Nie spodziewał się, że zastanie tam Bacona. Wiedział, że nawet nie powinien się łudzić. Jednak sam fakt, że szatyn chce, by się tam pojawił, sprawiał, że Chan miał wrażenie, jakby było tam coś znaczącego. Jakaś poszlaka, która podpowiedziałaby mu, gdzie znaleźć chłopaka. 
Na dworze uderzyło go zimne powietrze, które wręcz pochłonęło całe ciepło Chanyeola. Chłopak nie zastanawiając się nad niczym, szybko schował się w aucie, zatrzaskując za sobą drzwi, by móc się ogrzać. Zapalił auto, włączył ogrzewanie i już czuł się dobrze. Prawie, ponieważ jego umysł zaczął panikować. 
Przed budynkiem stał dość długo. Jego ręce niewyobrażalnie zmarzły, przybierając czerwony kolor, a oczy zaczęły łzawić. Wahał się. Wejść, czy lepiej się wycofać? Znowu pojawiły się te wątpliwości, które towarzyszyły mu już od momentu, w którym zdał sobie sprawę, że Baekhyna nie ma koło niego. Bał się, że może już nigdy go nie być, a wiedział, że nie ma na tyle siły, by sobie bez niego poradzić. 
Poznali się przez przypadek i nic nie wskazywało na to, że będą tak dobrze się dogadywać. Dopiero po pierwszych, wspólnie spędzonych chwilach obaj zaczęli postrzegać siebie jako kogoś więcej, niż tylko kolegów. Zgadzali się w większości spraw, czasami się kłócili, jednak nigdy nie na poważnie. Czuli się w swoim towarzystwie dobrze i nie odczuwali dyskomfortu, który towarzyszy ludziom podczas pierwszych dni znajomości. Mieli wrażenie, jakby znali się od dziecka. 
Takie przemyślenia poprowadziły Chanyeola do wejścia. Nawet nie zorientował się kiedy, a stał przed ochroniarzem ubranym w biały garnitur, który uprzejmie wyciągnął rękę po zaproszenie. Chan potulnie podał mu kopertę, zdając sobie sprawę, że teraz nie ma już odwrotu. 
W środku uderzyła go fala ciepła. Jasne światło jarzeniówki lekko go oślepiło, przez co o mało nie wpadł w kolumnę. Na szczęście, dość szybko odzyskał sprawność i już znacznie pewniej zaczął zmierzać w kierunku szatni. Oddał płaszcz i zaczął się rozglądać. Wiedział, gdzie iść, jednak pomimo to, nie czuł potrzeby, by opuszczać przyjemnie wyglądający hol. Kiedy był tutaj pierwszy raz, to Baekhyun o wszystkim decydował, ciągnąc go za sobą od jednej, do drugiej wystawy z przeogromnym zadowoleniem na twarzy. Patrząc na niego, Chan czuł, jakby jego serce chciało wyskoczyć z klatki piersiowej i oddać się Baekhynowi, zupełnie nie ustalając tego z właścicielem. Ale Yeollie nie miał nic przeciwko. 
Po paru minutach stania w miejscu, brunet stwierdził, że czas wykorzystać zaproszenie, które poniekąd „dostał” od Baekkiego. Zaczął wolnym krokiem przemierzać korytarz, od czasu do czasu zatrzymując się przed jakąś wystawą, udając znawcę. Wiedział, że ludzie się na to nabierali, jednak w tym momencie nie o to mu chodziło. Szukał poszlak, jakichkolwiek. 
Baekhyun zawsze powtarzał, że sztuka jest niczym odzwierciedlenie duszy. Każdy interpretuje ją inaczej, co sprawia, że jest ona dla każdego. Jedni widzieli nadzieję, drudzy smutek. To, jak postrzegamy dane dzieło zależy od tego, co dzieje się wewnątrz nas. Tego nauczył go Baekkie. Pamiętał, jak chłopak zatrzymywał się przy każdym obrazie i pytał go, co ten widzi. Chanyeol zatrzymywał się niechętnie, spoglądał na dzieło i z zażenowaniem stwierdzał, że dla niego to tylko zdjęcie. Chwila uchwycona drogim, nowoczesnym aparatem, który nie oddaje nic szczególnego. W takich momentach Baekhyun śmiesznie zaciskał swoje wargi i spoglądał na swojego towarzysza spod przymrużonych powiek. Chanyeol wiedział, że nie powinien, ale wybuchał gromkim śmiechem, widząc poczynania niższego. Tak oto zachowywali się dorośli mężczyźni, którzy wcale nie mieli zamiaru zwracać nie siebie uwagi. 
Po pewnym czasie, Chanyeol zatrzymał się przy jednym obrazie. Przedstawiał on widok rozpościerający się z okna jakiegoś hotelu. Cudownie oświetlone ulice Seulu, zabiegani ludzie i lekko opadający śnieg. Nie miał pojęcia, dlaczego zwróciło to jego uwagę. Sprawił to jednak, że zaczął znowu wędrować myślami w przeszłość. 
Chanyeol nie był pewny, czy Baekkie zdaje sobie sprawę, kim dla niego jest. Miał wrażenie, że szatyn nie był w stanie zrozumieć jego uczuć, dlatego nawet nie próbował go uświadamiać, bo bał się, że w ten sposób go straci. Wolał trwać przy nim jako przyjaciel, niż wyzbyć się możliwości widywania go. Wszystko szło dobrze, dopóki Chanyeol nie stwierdził, że jest zazdrosny. Wszyscy ludzie, którzy podczas tego pamiętnego wyjścia na wystawę rozmawiali z Baekhyunem, uśmiechali się do niego sprawili, że chłopak nie wytrzymał. Dlaczego inni mieli prawo mieć z nim taki sam kontakt, jak on? Chanyeol zarzucał wszystkim, że tylko on jest w stanie go zrozumieć. Wiedział, że popada w pewnego rodzaju paranoję, dlatego bojąc się o dalszy przebieg wieczoru, podszedł do Hyunniego i powiedział, że musi iść. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony, od razu skierował się do szatni, z której odebrał płaszcz i ruszył w kierunku wyjścia. 
Baekhyun nie wiedział, co się dzieje. Był zdezorientowany, ale także smutny. Nie sądził, że Chan aż tak bardzo będzie męczył się na tej wystawie, bo gdyby wiedział, na pewno by go o to nie prosił. Bacon chciał tylko pokazać mu, co kocha. Chciał, aby Chanyeol wiedział. Nie myśląc za wiele, szybko wybiegł za nim, zupełnie zapominając o swojej kurtce. Dogonił go parę sekund później, głośno wołając jego imię.
Chan odwrócił się zdziwiony, a gdy zobaczył zmachaną sylwetkę Baekhyna zdziwił się jeszcze bardziej. Jego wcześniej idealnie ułożone włosy opadały mu teraz na twarz, a kruche ramiona trzęsły się z zimna. Był koniec października, a pogoda lubiła płatać figle, przez co biały śnieg zaczął leciutko prószyć. 
- Co się dzieje, Baekkie? – zapytał Chan, dopiero po chwili zauważając, że ten nie ma na sobie nic, oprócz cienkiego materiału garnituru. 
- Przepraszam – powiedział nagle, spuszczając wzrok. 
- Za co ty mnie… 
- Przepraszam za dzisiaj. – Przerwał mu. – Nie wiedziałem, że będziesz się tak strasznie nudził. Gdybym wiedział, że nie będzie ci się podobać, to na pewno bym cię tutaj nie zabierał. Nie chciałem zmarnować twojego czasu. Przepraszam, ja po prostu chciałem pokazać ci to, co lubię i miałem nadzieję, że… 
Nie dokończył. Nagle poczuł, jak coś ciężkiego ląduje na jego barkach i przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele. Wolno podniósł wzrok i zauważył Chanyeola, które twarz znajdowała się dosłownie parę centymetrów od jego. Sprawiło to, że serce Baekkiego zaczęło bić szybciej, a na twarzy pojawiły się lekkie rumieńce, które na szczęście, nie były widoczne przez chłód panujący na dworze.
Dopiero po pewnej chwili Baekhyun zdał sobie sprawę, że Chanyeol okrył go swoim płaszczem, patrząc na niego wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. 
- O czym ty w ogóle mówisz? – uśmiechnął się szeroko Chanyeol, odchodząc od niego kawałek. – Wcale nie jestem na ciebie zły. 
- To dlaczego wyszedłeś? – zapytał. 
Chanyeol otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak w momencie się powstrzymał. Miał mu powiedzieć, czy wymyśleć coś, w co Bacon na pewno uwierzy? Chociaż z zewnątrz wyglądał jako oaza spokoju, w jego głowie toczyła się zawzięta, krwawa walka o to, jak powinien postąpić. 
- Tylko nie kłam, Chan. – Uprzedził go Baekhyun.
Westchnął. 
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – zapytał, powoli podchodząc do chłopaka. Baekkie lekko skinął głową, na co wyższy ponownie westchnął. – No dobra, ale pamiętaj, że nie możesz się teraz wycofać – powiedział, na co Baekhyun zrobił zdziwioną minę. 
Padał śnieg, a ulice były oświetlone ciepłym światłem latarni. Nigdzie nie było widać żywiej duszy, ponieważ nikomu nie widział się spacer w takich warunkach. Ten chłód, który ogarniał ciała każdego, sprawił, że Chanyeol poczuł się wtedy niepewnie. Chociaż podjął decyzję, to miał wrażenie, że popełnił błąd, ale jak powiedział Baconowi, nie ma drogi ucieczki. 
Wolno podszedł do chłopaka, lekko się pochylając, by ich twarze były na tym samym poziome. Spojrzał na niego spod przymrużonych powiek, po czym nikło się uśmiechnął. Nie miał pojęcia, co miał zrobić, a tym bardziej, jak zacząć swój monolog, by nie wystraszyć swojego rozmówcy. Chociaż wiedział o nim dość sporo, nie wiedział najważniejszego – kim dla niego jest? 
- Była tam osoba, którą znam – zaczął, zupełnie nie wiedząc, jak złożyć poprawne zdanie – i na której bardzo mi zależy – dodał, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony Baekhyuna. Ten natomiast stał nieprzytomny, wpatrując się w oczy Chanyeola. – Patrzyłem, jak rozmawia z innymi i po prostu nie wytrzymałem. Musiałem wyjść, by nie zrobić czegoś głupiego – powiedział, ponownie czekając na Baekkiego, który zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Dla niego, Chanyeol był za blisko. Jego ciało, oczy, a tym bardziej usta, które tylko prosiły się, by Baekkie na nie spojrzał. Ale nie mógł. Wiedział, że to niewłaściwe, dlatego ze wszystkich sił starał się powstrzymywać, przez co nawet nie rozumiał tego, co mówił mu Chan. 
- A-aha – wydukał niepewnie, uciekając wzrokiem w bok. Cofnął się parę kroków w tył, przez co wpadł na ścianę kamienicy, która w jego mniemaniu wzięła się tam nie wiadomo skąd. Szybko chwycił się za głowę, pocierając miejsce, w które się uderzył, gdy nagle zauważył jak Chanyeol bierze trochę śniegu w rękę i zakładając ręce na jego barkach, przykłada na tył głowy. 
- Zawsze musisz sobie coś zrobić – zaśmiał się lekko, nieświadomie obejmując chłopaka za szyję. Baekhyun przełknął głośno ślinę, mając nadzieję, że Yeol nie słyszy jego przyspieszonego bicia serca. Kiedy zaczęło mu na nim zależeć? Nie wiedział. Być może już od pierwszych wspólnych spotkań, podczas których czuł się niczym księżniczka, która znalazła swojego księcia. To zawstydzające, jednak takie głupie porównanie doskonale odzwierciedlało to, co działo się wtedy w jego głowie. Ale bajka nigdy nie działa się w rzeczywistości, dlatego bardzo szybko zaczęły pojawiać się problemy. Chanyeol nie wiedział o jego uczuciach i Baekhyun wiedział, że nigdy nie powinien się dowiedzieć, dlatego chłopak starał się czerpać przyjemność z każdej chwili, którą spędzali razem. Tak było bezpieczniej. 
- Przepraszam – odparł niepewnie, ponownie uciekając wzrokiem, a w jego oczy nagle się zaszkliły. Czuł się okropnie, ponieważ zawsze stwarzał problemy. 
Chanyeol dostrzegł to, dlatego nawet nie myśląc, jedną ręką złapał lekko za policzek Baekyuna i skierował go w swoją stronę, by ten spojrzał mu w oczy. Bacon zakłopotany zaistniałą sytuacją chciał uciec wzrokiem, ale nie miał jak, bo chłodna ręka Chana cały czas mu to utrudniała. Dodatkowo, aby utrudnić mu całą sytuację, Park pogłaskał go wierzchem dłoni po policzku, przez co chłopak zapomniał o swoich wcześniejszych postanowieniach i utkwił swoje spojrzenie na ustach Chana, lekko przygryzając swoją dolną wargę. Zrobił to zupełnie nieświadomie, a dopiero gdy zdał sobie z tego sprawę, jęknął cicho, a w jego oczach można było dostrzec przerażenie. 
Tak, Chanyeol już wiedział i nie było mowy, by się pomylił. Uśmiechnął się zadziornie, po czym przyparł drobne ciało Baekhyuna do muru. Oparł jedną rękę po prawej stronie głowy Bacona i wpił się w jego usta, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co zrobi, gdy ten go odrzuci. Jednak Baekhyun tego nie zrobił. Szybko oddał pocałunek, zarzucając swoje ręce na jego szyję i mocno przyciągając do siebie.
Było to w pierwszy „zimowy” dzień, w który wszystkie ulice zostały zasypane, a ruch drogowy przestał istnieć. Wracali wtedy na nogach, całą drogę trzymając się za ręce. Po drodze kupili wino i niczym nastolatkowie, szli obok siebie, pijąc z butelki i wesoło śpiewając piosenki, które akurat przychodziły im do głowy. Od tamtego momentu, wszystko miało być wspaniałe, tak przynajmniej myślał Chanyeol. 
Chan przygryzł wargę, zdając sobie sprawę, że spogląda na ten obraz dobre parę minut. Dał sobie mentalnego policzka, po czym szybko ruszył przed siebie, mając nadzieję, że nikt nie zauważył jego dziwnego zachowania. W miarę zagłębiania się, zaczął przypominać sobie ten pamiętny dzień z Baekhyunem. Dowiedział się wtedy pierwszej rzeczy, o jakiej marzył Baekhyun.
„- Chciałbym zobaczyć tutaj kiedyś swoją pracę – powiedział, uśmiechając się na wpół smutno.”
- Tak, to musi być to – mruknął pod nosem Chanyeol, po czym zaczął rozglądać się po sali. Ze stolika zabrał ulotką z rozmieszczeniem, po czym zaczął przyglądać się poszczególnym wystawą. Niczym w transie chodził od pomieszczenia do pomieszczenia, przyglądając się nazwiskom na małych, białych karteczkach. Powoli tracił nadzieję, gdy nagle mu się udało. 

„Byun Baek Hyun” „Na wieczność”

Jego oddech nagle przyspieszył, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, dzięki czemu dostrzegł krzesło, na którym szybko usiadł, inaczej nie obyłoby się bez bliskiego spotkania z podłogą. Wziął wino od kelnera i zaczął się przyglądać. 
Dwie kłódki złączone ze sobą. Most i widok rozpościerającego się morza. Wrażenie, że gdzieś widział tą fotografię, nie dawało mu spokoju. Cały czas myślał, próbując sobie przypomnieć, gdy nagle go oświeciło. Nie chodziło o kłódki, ani o miejsce. Chodziło o klucz, który Baekhyun zawsze nosił na szyi mówiąc, że nie może go zgubić, inaczej przyniesie mu to pecha. Pomimo usilnych prób Chanyeola, nigdy nie dowiedział się, dlaczego ten przedmiot był tak ważny dla jego „przyjaciela”, jednak nie zmieniało to faktu, że właśnie o to chodziło. O klucz. Klucz, który aktualnie znajdował się… Pod jego poduszką.
Chanyeol poczuł się niczym ostatni idiota. Żałował, że nie potrafił myśleć trzeźwo, tylko od razu zaczął wymyślać najgorsze scenariusze, zamiast najpierw sprawdzić to, co było najbliżej niego. Stracił przez to tyle czasu. Może nie tyle co stracił, ale zmarnował. Kto wie, czy w tym momencie nie było już za późno? Chłopak szybko wymierzył sobie mentalnego policzka, po czym szybko zebrał się z wcześniej zajmowanego miejsca i wyszedł z wystawy. Nie widział potrzeby, by siedzieć tam dłużej. Bez Baekhyuna nie miało to żadnego sensu. 
Do domu wracał na nogach, tak samo jak tamtej pamiętnej nocy. Chciał chociaż przypomnieć sobie, jak wspaniale się wtedy czuł. Kupił wino, które tym razem pił sam, pragnąc przypomnieć sobie ciepło dłoni Baekhyuna. Niestety, nie dał rady.
Tęsknił za nim. Nawet bardziej, niż powinien.

~○~

Rano obudziły go jasne promienie słoneczne, które wdzierały się przez niezasłonięte okno. Chłopak przeklął siarczyście, po czym niechętnie podniósł się do siadu. Chwycił swój telefon, który leżał na łóżku i rzucił okiem na zegarek. 10:20. Ziewnął przeciągle i uśmiechnął się, zdając sobie sprawę, że ma wolne. 10 listopada. Kto by pomyślał, że minął już ponad miesiąc od ich pierwszego spotkania. 
- Właśnie, Baekkie – mruknął pod nosem, po czym rzucił się na swoją poduszkę. O mało nie przewrócił łóżka do góry nogami i zapewne zrobił by to, gdyby nie fakt, że znalazł to, czego szukał. Ku jego zdziwieniu, klucz znajdował się w jasno brązowej, małej kopercie, którą Chanyeol widział pierwszy raz na oczy. Nie zdawał sobie sprawy, że pod jego głową znajdowała się taka rzecz. 
Nie mogąc opanować swojej ciekawości, delikatnie otworzył kopertę i wysypał jej zawartość na pogniecioną pościel. Srebrny, duży klucz i mała karteczka z adresem. I znowu wszystko zaczęło się komplikować. 

~○~

Kiedy doprowadził się do stanu używalności, zapomniał nawet o śniadaniu, by jak najszybciej znaleźć się w drodze do podanego adresu. Nie miał pojęcia, gdzie ta mała karteczka mogła go zaprowadzić, jednak wiedział, że nie zamierza w tym momencie zrezygnować. Nie teraz, gdy wszystko powoli zbliżało się do punktu kulminacyjnego. Co prawda, nie miał takiej pewności, jednak czuł po kościach, że długo to nie potrwa. 
Na miejscu znalazł się paręnaście minut później. Zaparkował auto (które notabene musiał odebrać spod miejsca, w którym odbywała się wystawa, o czym zupełnie zapomniał) i ruszył do małego sklepu, na którego murach widniał podany adres. Przed wejściem głęboko wciągnął powietrze i błagał w duchu, by wszystko było w porządku. 
Pomieszczenie, do którego wszedł, zrobił na nim ogromne wrażenie. Pomimo pełno starych rupieci, czuł się, jak gdyby cofnął się w czasie o pół wieku, gdzie nikt nie wiedział, co to Iphone. Szerokie, mahoniowe półki, na których leżały książki o różnych okładkach. Szerokie komody, starodawne zegary, przerażające świeczniki i wypchane zwierzęta. W pewnej chwili Chanyeol zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno nie pomylił adresów i gdy miał już wyjść z pomieszczenia, by upewnić się co do trafności na zewnątrz, przed jego oczami ukazał się uroczy staruszek, który szybko się do niego zwrócił.
- W czym mogę panu pomóc? – zapytał ochrypłym głosem.
- Ja… Ehm, wydaję mi się… - zająknął się, jednak przerwał w pewnej chwili. Zdał sobie sprawę, że nie ma nic do stracenia, dlatego nic się nie stanie, jeśli zaryzykuje. – Mój kolega wręczył mi to i kazał tu przyjechać, bym coś, eee, odebrał? – zapytał ze swoim głupkowatym wyrazem twarzy.
Mężczyzna zlustrował go podejrzliwym wzrokiem, po czym zerknął na ów przedmiot. Srebrny klucz, który chłopak zawzięcie ściskał w dłoni sprawił, że mężczyzna lekko się uśmiechnął, a na jego twarzy pojawiło się parę zmarszczek. Lekko wyciągnął dłoń, by przejąć od Chana przedmiot, po czym odwrócił się i zniknął za półkami. Chanyeol nie wiedział, co się stało, jednak chciał wierzyć, że tak właśnie ma być. Co prawda, ogromna gula utknęła mu w gardle, a niepewność, która nim zawładnęła, wbijała mu ostre igły w ciało. 
- Nie sądziłem, że jednak to zrobi. – Mężczyzna pojawił się niespodziewanie przed Yeolem, przez co ten o mało nie dostał zawału. Nigdy nie był strachliwy, jednak ujrzenie siwego staruszka w takim miejscu przyprawiało go o palpitację serca. – Proszę. – Wręczył mu średniej wielkości pudełko, po czym uśmiechnął się zachęcająco. 
- C-co to? – zapytał zdziwiony chłopak, przejmując przedmiot. 
- Jak sprawdzisz, to się dowiesz. – Ten sam, przerażający uśmiech pojawił się na twarzy staruszka, przez co Chan stracił ochotę na zadawanie pytań. 

~○~

Znalazł się w domu przed piętnastą. Zrobił obiad, który zjadł z wielką chęcią i położył się na łóżku, starając się nie myśleć o drewnianym pudełku, które teraz zajmowało miejsce na jego biurku. Chanyeol miał wrażenie, że ów przedmiot wlepia w niego swoje wyimaginowane oczy i wręcz prosi, by ten je otworzył. Ale on się bał. Obawiał się tego, co znajdzie w środku.
Resztę dnia spędził na oglądaniu telewizji i kończeniu niektórych rzeczy do pracy, których nie udało mu się zrobić przez jego pogoń za Baekhyunem. Kiedy skończył, wykąpał się i miał zamiar się położyć, gdy nagle jakiś nieznany impuls nakazał mu wreszcie otworzyć przedmiot, który dostał od staruszka. Niechętnie wyciągnął klucz z kieszeni płaszcza, po czym wahając się, przekręcił zamek. Jego oczom okazała się płyta. Biała, bez żadnego napisu, ani kartki, która miałaby świadczyć o tym, co się tam znajduję. 
Poczuł ukłucie w sercu. Nie spodziewał się niczego konkretnego, ale na pewno nie oczekiwał, że po całym tym zamieszeniu jedyne, co pozostawi Baekhyun, to płyta. Bał się, że właśnie w ten sposób jego przygoda z Baekkiem właśnie dobiegła końca, bo ten oznajmi mu, że nie tego szuka i po prostu raz na zawsze powie mu „Do widzenia”. Ta myśl najbardziej przerażała Parka. Nie chciał, by to wszystko skończyło się w taki sposób. W ogóle nie chciał, by Baekhyun odchodził z jego życia, a tym bardziej nie teraz, gdy dopiero zaczynali się wzajemnie rozumieć. Niestety, czy zrobi to teraz, czy kiedy indziej, nie zmieni to faktu, że będzie musiało się to wydarzyć. Z takim też podejściem chwycił płytę i włożył ją do odtwarzacza w pokoju. Położył się na kanapie, szczelnie okrywając się kocem, po czym zaczął oczekiwać. 
To, co zobaczył, znowu go zdziwiło. Nie było to nagranie, a tym bardziej nie pożegnanie. Film. Jeden z ulubionych filmów Baekhyuna, który oglądali razem, przytulając się do siebie. Pamięta ten dzień bardzo dobrze, ponieważ to wtedy Bacon powiedział mu trochę o sobie. 
Jego rodzice mieszkali w Ameryce. A raczej matka, ponieważ ojca nigdy nie poznał. Wraz ze swoim nowym mężem zadomowili się tam, po jakimś czasie starając się przekonać go, by do nich dołączył. On jednak nie miał takiego zamiaru. Zbuntował się i powiedział, że zostanie w Korei, nawet jeśli miałby wiązać koniec z końcem. Chanyeol słuchał go wtedy uważnie, nie móc wyjść z podziwu, że Baekkie potrafił się sprzeciwić w taki sposób. Dla niego był on uosobieniem spokoju, dlatego było to dla niego nie do przyjęcia. Jednak nie miał powodów, by nie wierzyć w słowa szatyna. Szczególnie, że ten mówił całkowicie szczerze. Z matką nie odzywał się przez dłuższy czas, ponieważ nie widział takiej potrzeby. Nie chciał kolejnych kłótni, dlatego wolał nie utrzymywać z nią kontaktu, co nie było dla niego aż tak łatwe, jak początkowo mu się wydawało. Wszystko zmieniło się pamiętnego 11 września 2001 roku. Dopiero wtedy Baekhyun stwierdził, jak głupi był, unikając swojej rodzicielki. O mało nie umarł z strachu, gdy dowiedział się o ataku na World Trade Center, gdzie pracowała jego matka. Na szczęście, tamtego dnia nie było jej w pracy, co dla Baekhyuna było niczym cud. Od tamtego momentu jego kontakty z rodziną się poprawiły, a on obiecał, że odwiedzi matkę, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
Chan nie wiedział, dlaczego te wszystkie myśli nagle zaczęły do niego wracać. Być może powodem był film, który oglądał. „Na zawsze Twój’. Typowy, według Chanyeola, łzawy dramat, który miał sprawić, że ludzie zaczną doceniać siebie nawzajem. I znowu to samo. Baekhyun widział to, co wydawało się magicznie, a on… Znowu zachowywał się jak zimny drań. 
Film powoli go nużył, a jego oczy odmawiały posłuszeństwa, gdy nagle podskoczył niczym oparzony i szybko zaczął szukać swojego laptopa. Było po dwudziestej drugiej, jednak nie to go teraz interesowało. 10 listopada.
- Jutro 11 – mruknął pod nosem, po czym zaczął uparcie szukać czegoś w komputerze. Przejrzał parę stron, przygryzając przy tym wargę, po czy westchnął znużony. – Chan, jesteś idiotą, skoro myślisz, że o to chodzi. 
Nie. Nie wierzył. On chciał w to wierzyć.
Z taką myślą usnął na kanapie, uprzednio nastawiając budzik. 

~○~

Rano obudziły go dźwięki jego ulubionej piosenki. Szybko podniósł się z wygodnego posłania, po czym pędem rzucił się w stronę łazienki. Wykąpał się, ubrał, chwycił kluczyki od auta i ruszył, zupełnie nie dopuszczając do świadomości, że może się mylić. Co prawda, jego aktualny pomysł zupełnie nie łączył się z całą tą zabawą w detektywa, jednak Chanyeol miał wrażenie, że Bacon był w stanie obmyślić taki plan. Tylko po co?
Kiedy znalazł się na miejscu, głęboko wciągnął powietrze. Pierwszy raz nie denerwował się, że nie można znaleźć miejsca na parkingu, a wręcz cieszył, że może tą chwilę przedłużyć. Jednak nie mógł robić tego wieczność. Niepewnie wyszedł z samochodu i skierował się w stronę lotniska. 
Był 11 listopada. Chanyeol nie mógł sobie przypomnieć, jednak gdzieś w zakątkach jego pamięci pojawiała się ta data. Co miało się wtedy wydarzyć? Chłopak z całych sił próbował sobie przypomnieć, jednak gdy ostatecznie stwierdził, że nie da rady, zdał się na swoją intuicję. Po prostu wszedł do hali, mając nadzieję, że jakimś cudem go znajdzie.
Po godzinie biegania w tą i z powrotem, Chanyeol miał dość. Nie widział sensu w odbijaniu się od jednego, do drugiego pomieszczenia, w poszukiwaniu kogoś, kogo w ogóle mogło tam nie być. Zrezygnowany, ruszył w kierunku sali przylotów, by móc odpocząć. Usadowił się na jednym z niewygodnych krzeseł, po czym przymknął oczy i zaczął się zastanawiać. 
To było głupie z jego strony. Wiara, że Baekhyun może tutaj być. Zaczął zastanawiać się, czy czasem nie oszalał. Jego szukanie „zguby”, która być może wcale nie chcę zostać odnaleziona, pochłonęła go na tyle, że nie potrafił nawet spokojnie zasnąć. Przez to wiecznie chodził niewyspany, zdenerwowany i co najgorsze – smutny. Tracąc Baekhyuna czuł się, jakby stracił cząstkę siebie, bez której nie był w stanie żyć. 
Westchnął. Przeczesał swoje rozczochrane włosy ręką, po czym oparł łokcie na swoich kolanach i zaczął się przyglądać. Samoloty odlatywały i lądowały. Ludzie odlatywali i przylatywali. Zawsze wracali, więc… gdzie był Baekhyun? Była to jedyna rzecz, z którą Chan nie mógł się pogodzić. 
Miał wstawać. Zgarnął nawet swój płaszcz, by wreszcie udać się do samochodu i powrócić do rzeczywistości. I by to zrobił, gdyby ktoś koło niego nie usiadł. Niepewnie zlustrował ową postać, po czym jego oczy rozszerzyły się maksymalnie, a na twarzy pojawił się ogromny wyraz zdziwienia. 
- Baekhyun – wyszeptał, wlepiając swój wzrok w chłopaka. 
- Chan, co ty tutaj… - zaczął, jednak nie dane było mu dokończyć. Chanyeol szybko przyciągnął go do siebie, po czym zamknął go szczelnie w swoim uścisku. Nie potrafił nad sobą zapanować, szczególnie dlatego, że nie widział go tak długo. 
- Baekkie, gdzie ty byłeś? – zapytał w pewnym momencie, odsuwając go od siebie. – Dlaczego nie dałeś znaku życia? Martwiłem się, szukałem cię cały czas, dlaczego ty…
- Szukałeś mnie? – zapytał zdziwiony. 
- Dlaczego cię to dziwi?
- Bo ty… - zaczął. Spojrzał mu prosto w oczy, po czym całkowicie się od niego odsunął. – Nie kłam, Chanyeol. Nie szukałeś mnie. Gdybym zrobił to, co zamierzałem, już nigdy byś mnie nie znalazł.
- O czym ty mówisz? 
- Spóźniłeś się – powiedział, po czym wstał i odszedł. 
Chanyeol siedział, zupełnie zapominając, jak panować nad swoim ciałem. Nie wiedział, co się przed chwilą stało, a nawet nie chciał, by to do niego dotarło. Był pewny tylko jednego. Nie mógł go teraz stracić. Odzyskując przytomność, szybko podniósł się i ruszył w kierunku Baekhyuna. Podbiegł do niego i nie panując nad sobą, oplótł swoje ręce na talii chłopaka i przyciągnął go do swojego torsu. Przystanęli, po czym Chan położył swój podbródek na barku chłopaka, zupełnie uniemożliwiając mu ucieczkę. 
- Baek, o co chodzi? Proszę, nie zostawiaj mnie teraz. Nie dam rady bez ciebie. Szukałem cię, robiłem wszystko by cię znaleźć – zaczął mówić, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że Baekhyun zaciska swoje usta w wąską linijkę, hamując się przed płaczem. Kiedy się opanował, powoli odwrócił się do Chanyeola, który od razu go przytulił. – Kocham cię, Baekkie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Proszę, nie zostawiaj mnie – wyszeptał mu do ucha, powodując, że ciarki przeszły przez jego ciało. 
- Miałem wyjechać. Tydzień temu – powiedział niepewnie Baekhyun. – Miałem nadzieję, że znajdziesz mnie do tego czasu, ale mnie nie znalazłeś. Nie chciałem być znowu zabawką, jak wcześniej. Nie szukam przygody, tylko związku. Ja… - spojrzał w oczy Chanyeola – Bałem się, że nie bierzesz mnie na poważnie. 
Chanyeol patrzył na niego zdziwiony, po czym, gdy słowa do niego dotarły, uśmiechnął się od ucha do ucha. Nie zważając na okoliczności, oplótł swoje ręce wokół talii Baekhyuna i przysunął go do siebie, składając motyli pocałunek na jego ustach, by ten się uspokoił. Kiedy zauważył, że Baekkie nie protestuje, ponowił pocałunek, jednak tym razem pogłębił go, sprawiając, że chłopak zarzucił ręce na jego szyję, przyciągając do siebie.
Tak samo.
Tak samo jak wtedy, gdy jeszcze nie wierzyli w swoje uczucia do siebie.
Chwila była magiczna i obaj chcieli, by trwała wiecznie. Po trzech tygodniach rozłąki czuli się, jakby na nowo siebie poznawali, a świat nagle przestał być dla nich ważny. Nawet lotnisko nie było dla nich przeszkodą, ponieważ byli gdzie indziej, tam, gdzie istnieli tylko dla siebie. Do czasu, gdy nie przerwał im znajomy dla niższego głos. 
- Baekhyun - usłyszał zdziwiony ton głosu. - Co ty? 
Chłopak szybko odsunął się od Chanyeola, po czym spalił buraka. Niepewnie złapał dłoń wyższego, chowając ich splecione palce za plecami, po czym lekko się uśmiechnął. Rumieńce, dosyć widoczne, dawały do zrozumienia, że nie dość, że się zawstydził to jeszcze... przeraził? Chanyeol nie rozumiał, co się dzieje, dopóki nie spojrzał na kobietę, która stała na wprost nich, wlepiając swoje ciemne oczy z niedowierzaniem. 
- Cześć - mruknął cicho Baekhyun, głośno przełykając ślinę. Niepewnie spojrzał na zdezorientowanego Chanyeola, po czym lekko westchnął. - Mamo, to jest Chanyeol. Mój chłopak.



~poprawię rano~ gomene;;; 

4 komentarze:

  1. Strasznie to dlugie ale taki omomomo Jezu myslalam ze Baekii nie żyje a tu takie,cos taki slodkie omomomo I Lu han swatka:D Kocham to,opowiadanie powodzenia i Weny<3333^•^

    OdpowiedzUsuń
  2. O-MO! Od czego ja mam zacząć? ;A;
    Zacznę od długości. Tak, jak napisałaś "Ostrzeżenia: patrz -> długość", to dla mnie, mogłabyś tego w ogóle nie pisać. Są osoby, które rozpisują się tak do rozdziału, a tu jest oneshot, więc to zrozumiałe, że nie będzie ona na pięć stron A4. A tak właściwie, to ja nawet tego nie odczułam. Wszystko było napisane tak pięknie i tak ciekawie, że zapewne pochłonęłabym pięć razy tyle, co napisałaś.
    Baekyeol jest moim otp, dlatego masz u mnie ogromnego plusa ( i zyskałaś fankę), że nie musiałam znowu ryczeć na śmiercią któregoś z nich. Drażnią mnie już te angsty, a przyjemny, kochany fluff zawsze jest mile widziany ^^

    A, i jeszcze jedno. Podziwiam Cię, za umysł, dzięki któremu udało Ci się to stworzyć! Ja nie byłabym w stanie rozwiązać tych "zagadek", które stworzył Baek, a co dopiero je wymyślić! Masz naprawdę ogromy talent! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. O jaaa <3 Jak ja kocham takie rzeczy gdzie jest swego rodzaju klimat. Nie potrafię tego opisać, ale po prostu mi się bardzo podobało. Muszę przyznać, że Chanyeol był bardzo niespostrzegawczy, bo wszystkie ślady bo Baekhyunie miał praktycznie pod nosem. Wyszło Ci to cudownie, zero zastrzeżeń! :D Nie ma co Byunnie nieźle sobie to wszystko wymyślił ale najbardziej mi się podobał ten moment na wystawie, jak Chan powolutku zaczął wszystko składać do kupy. Gdyby nie ten obraz nie wiadomo, czy zrozumiałby tą całą układankę... Możesz być z siebie dumna! *^*
    Hwaiting!

    Jakbyś kiedyś miała ochotę, to zapraszam do mnie :))
    http://yaoi-kpop-exo-shinee.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń