@Wiktoria Capova
Prawda jest taka, że przyszłość tego opowiadania była pod wielkim znakiem zapytania. Zaczęłam je pisać czysto impulsywnie i nic nie wskazywało na to, że je dokończę. Dopiero, gdy przeczytałam Twój komentarz znowu odzyskałam wiarę i stwierdziłam, że dodam kolejny rozdział, który notabene był już prawie skończony. Mam nadzieję, że nie zawiodłam. Dziękuję za ciepłe słowa. Wiedz, że seria "Zakazany owoc" jest kontynuowana dzięki Tobie.
Byłem szczęśliwy, jednocześnie gubiąc się we własnych myślach. Nie rozumiałem nic, co wydarzyło się parę dni wcześniej. Jednak każdy szczegół doskonale utkwił w mojej głowie: każdy jego dotyk, pocałunek i uśmiech, którego nie potrafiłem wymazać. Niewątpliwie wspomnienie to dodawało mi siły, jednak wiedziałem, że nie mogę tego ciągnąć.
Nie mogłem zakochać się w chłopaku.
Nie dopuszczałem tego do swojej podświadomości.
Za każdym razem unikałem Luhana, udawałem, że go nie widzę. On jednak wcale się tym nie przejmował. Cały czas uśmiechał się do mnie w ten swój charakterystyczny sposób, powodując, że moje serce biło coraz szybciej. Nie rozumiałem tego i bałem się to pojąć. Myśl, że mogłem się w nim zakochać pojawiała się coraz częściej w mojej głowie, co napawało mnie strachem. Po prostu to nie mogła być prawda.
Siedzieliśmy całą paczką na dziedzińcu i przyglądaliśmy się pierwszoklasistom. Chłopaki, od czasu do czasu, rzucali głupimi tekstami, śmiejąc się na przemian ze swoich mało inteligentnych spostrzeżeń. Nie zajmowałem sobie tym głowy, chociaż starałem się ich słuchać, by tylko nie myśleć o Luhanie. Niestety, nie było to takie proste.
- Wiecie co, ja mam wrażenie, że Luluś to naprawdę się w kimś z nas zakochał – zaśmiał się Seungri, spoglądając w stronę wyjścia ze szkoły. – Cały czas się gapi w naszą stronę.
- Chyba za mało mu się oberwało ostatnio – wtrącił Kyumin, zajadając się kanapką.
- Może go tu przyprowadzimy i zapytamy, z czym ma problem? – zaproponował Taeyong, wołając ruchem ręki Luhana.
Modliłem się, by nie przyszedł, by zrozumiał, że to zły pomysł. Niestety, nic nie było w stanie go powstrzymać.
- Luluś, coś taki rozweselony ostatnio, co? – zaśmiał się Minam, spoglądając na niego z wyczekiwaniem. – Czyżbyś wreszcie stał się mężczyzną i zaliczył jakąś laskę? – Cała zgraja wybuchła śmiechem.
- Co chcecie? – zapytał niepewnie blondyn, przelotnie zerkając w moją stronę.
- A pogadać z kumplem to już nie można? – Taeyong podszedł do Luhana, po czym zarzucił mu rękę za szyje. Blondyn lekko drgnął, jednak nie protestował, zapewne bojąc się reakcji wyższego.
- Czy mógłbyś mnie puścić? – zapytał nieśmiało, lekko strącając rękę Tae.
- Ojojoj! Jak się ceni, mnie to nie chce, a Sehunniego to by brał – zaśmiał się brunet, wlepiając we mnie złowrogie spojrzenie.
Drgnąłem.
- O czym ty pieprzysz, co? – zapytałem, siląc się na utrzymanie swojego image’u.
- Takie niewieście spojrzenia. Od razu widać, co się kroi – odparł zadowolony, powoli zbliżając się do mnie. – Nawet bym się nie zdziwił.
- Idź szukać własnej sensacji – żachnąłem się, ukradkiem zerkając na wystraszonego blondyna. – Bo tutaj jej nie znajdziesz – rzuciłem, po czym niezwłocznie skierowałem się w kierunku szkoły.
Tak, uciekłem. I nie, nie wiem, co stało się z Luhanem. Nie mogłem zrobić niczego innego. Bałem się. O siebie. O niego też, jednak… Byłem egoistą. Wolałem utrzymywać swoją pozycję, szczególnie dlatego, że nie potrafiłem zrozumieć tego, co łączyło mnie z Luhanem. Przecież to żart. Jeden, wielki żart.
Nie mogłem kochać drugiego faceta.
To chore, co się ze mną działo.
Tamten dzień ciągnął mi się w nieskończoność. Na domiar złego musiałem zostać na dyżurze w klasie, by wszystkiego dopilnować. Szlag mnie trafiał, gdy uświadamiałem sobie, że wszyscy są już w domu, tylko nie ja.
Zdenerwowany i zmęczony zarazem usiadłem na krześle, kładąc głowę na ławce. Niestety, było to bardzo złe posunięcie z mojej strony. Wszystkie myśli niczym bumerang zaczęły do mnie wracać, powodując przeszywający ból głowy.
Kim był dla mnie Luhan?
Pytanie cały czas dręczyło moje biedne sumienie. Nie potrafiłem się od tego uwolnić, nawet jeśli starałem się z całych sił.
Moje przemyślenia przerwał dźwięk zamykanych drzwi. Automatycznie podniosłem głowę, zawzięcie szukając osobnika, który wtargnął w mój tymczasowy świat. Miałem ochotę rozszarpać go na strzępy, pozbyć się z tego miejsca, jednak… Wszystkie te plany zostały zastąpione przez strach, gdy przed swoimi oczami ujrzałem kruchą sylwetkę Luhana. Tą samą, którą unikałem od tylu dni. Tą samą, która jeszcze nie tak dawno miała mnie w swoich objęciach. Czy ja oszalałem?
- Cześć, Sehun – mruknął niewyraźnie, zapominając o swoim firmowym uśmiechu. – Możemy… porozmawiać? – zapytał, zatrzymując się parę kroków przede mną.
Automatycznie wstałem ze swojego miejsca, po czym rozbieganym wzrokiem zacząłem szukać drogi ucieczki. O czym miałem z nim rozmawiać? O tym, jaką podłą świnią jestem, na dodatek przesiąkniętą egoizmem? Nie potrafiłem sobie tego nawet wyobrazić, dlatego tym bardziej nie chciałem usłyszeć. Bez głębszego zastanowienia zgarnąłem swoją torbę z ławki i ruszyłem w stronę wyjścia.
Ale nie.
Zatrzymał mnie.
Jego dłoń mocno zacisnęła się na moim nadgarstku. Nigdy bym nawet nie podejrzewał, że ma tyle siły.
Głośno przełknąłem ślinę, po czym szybko opuściłem głowę. Czułem się bezradny.
- Sehun, pozwól mi – zaczął Lulu. – Pozwól mi tylko coś sprawdzić, dobrze? – zapytał, a ja mógłbym przysiąc, że słyszę jak załamuje mu się głos. – Naprawdę, po tym nie poproszę cię już o nic innego. Moja ostatnia prośba. – Tak. Po tamtych słowach byłem pewny. Płakał. I to przeze mnie.
- Okej – odparłem ochryple, zupełnie zapominając o swoich wcześniejszych myślach. Kiedy tylko zrozumiałem, że sprawiam mu ból byłem w stanie zrobić wszystko, by go tylko uszczęśliwić. Nawet za niego umrzeć.
Powoli zaczął rozluźniać uścisk, po czym szybkim ruchem wytarł swoją twarz. Mimo to, doskonale widziałem jego łzy i smutek malujący się w czekoladowych, prześlicznych tęczówkach. Głośno przełknąłem ślinę, po czym odważyłem się spojrzeć mu w oczy.
- Obiecujesz mi, że będziesz szczery? – zapytał, przez co całkowicie zagubiłem się w całej sytuacji. Mimo to, szybko przytaknąłem ruchem głowy.
Luhan przelotnie się uśmiechnął, po czym zbliżył się do mnie o parę kroków. Niepewnie spojrzał mi w oczy i po chwili delikatnie złapał mnie za rękę. Czułem, jak moje serce wariuje przez jego dotyk. Było to przyjemne, jednak równocześnie niepokojące.
Po chwili blondyn leciutko stanął na palcach, gładząc drugą ręką mój policzek. Jego przenikliwe, czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie namiętnie, co jeszcze bardziej pogłębiało mój strach, dlatego nie potrafiłem tak trwać. Szybko zacisnąłem powieki, bojąc się czegoś, czego nie potrafiłem trafnie opisać.
Poczułem jak Luhan leciutko się do mnie zbliża. Jego niespokojny oddech przyjemnie drażnił moją twarz, przez co znowu poczułem, że potrzebuję jego bliskość. Ta narastająca chęć, która się we mnie budziła, przerażała mnie. Po chwili poczułem jego miękkie wargi na swoich. Nawet nie zorientowałem się kiedy, a chłopak objął mnie wokół szyi, przyciągając do siebie. Już chciałem poddać się tej chwili, jednak Luhan przerwał.
Oddalił się ode mnie na parę centymetrów, cały czas trzymając mnie w swoich objęciach. Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, po czym oparł swoje czoło o moje. Trwaliśmy tak przez chwilę, a moje ręce bezwiednie objęły jego ciało.
- Sehun – wyszeptał, starając się spojrzeć mi w oczy. – Kocham cię.
Jego dłoń wolno zataczała ścieżki na mojej szyi, przez co czułem się jeszcze bardziej zdezorientowany.
Luhan mnie kochał.
On…
Jego usta znowu złączyły się z moimi. Tym razem nie potrafiłem się mu opierać. Od razu oddałem pieszczotę, pozwalając złączyć się naszym językom.
Nie wiem, ile to trwało.
Nie liczyłem.
Wiem tylko tyle, że nie chciałem, by się skończyło.
Bo chyba jednak go pokochałem.
Niemniej zdziwiony tą sytuacją niż poprzednio, uparcie biłem się ze swoimi sprzecznymi myślami. Byłem niezdecydowany: raz twierdziłem, że go kocham, by po chwili stwierdzić, że to jedna, wielka niedorzeczność. Nie wiedziałem nic, oprócz jednego – musiałem w końcu to sprawdzić, niezależnie od tego, jak głupie pomysły przychodziły mi do głowy.
I właśnie w ten sposób znalazłem się pod przeklętym barem, którego nazwy do dzisiaj nie potrafię przeczytać. Mimo wszystko pamiętam, po co tam poszedłem. Naprawdę chciałem się przekonać, czy jestem gejem, czy też nie. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak głupio to brzmi, jednak stwierdziłem, że wolę nazywać wszystko po imieniu, by nie popaść w skrajne emocje.
Próg przekroczyłem z gulą w gardle. Dopiero po paru minutach odzyskałem trzeźwość umysłu i mogłem zamówić jakieś piwo. Barman przez cały czas uśmiechał się do mnie przyjaźnie, co naprawdę powodowało u mnie odruch wymiotny. Nie zmienia to jednak faktu, że się opiłem. No bo co innego było w stanie pomóc mi się rozluźnić w barze dla homoseksualistów, jak nie alkohol?
Do pewnego momentu było całkiem spokojnie. Moje myśli przestały błądzić po dziwnych ścieżkach, a ja zacząłem się łudzić, że jednak wszystko ze mną jest w porządku. Niestety, napatoczył się taki jeden, który za Chiny nie chciał mi dać spokoju.
- Jesteś tu pierwszy raz? – wymamrotał pijany. – Nie widziałem cię tu nigdy wcześniej, a niezła dupa z ciebie. – O mało nie zachłysnąłem się piwem, słysząc jego słowa. – Nie krępuj się, tutaj wszyscy jesteśmy jak rodzina.
- No super, dzięki, ale nie skorzystam – mruknąłem od razu, co niestety nie poskutkowało.
Chłopak przybliżył się do mnie na niebezpieczną odległość, po czym przyjrzał się moim oczom. Miałem ochotę krzyczeć, drapać, wyć, byleby mnie tylko zostawił. Na szczęście nie musiałem tego robić, bo ktoś postanowił mnie uratować.
- No świetnie, Kai. Zostawić cię na chwilę, a ty już odwalasz jakieś akcje – zaśmiał się brunet, odciągając mojego adoratora na bok. – Wybacz za niego. Za dużo wypił.
Lekko przytaknąłem głową udając, że to dla mnie nic nowego, gdy facet przymila się do faceta. Mimo moich cudownych zdolności aktorskich, nie uszło to uwadze mojemu rozmówcy. Przygryzł lekko wargę, po czym od razu przysiadł się koło mnie, zagradzając swojemu koledze dostęp do jakiejkolwiek części mojego ciała.
- Jestem Kyungsoo – odparł niepewnie, spoglądając na mnie ukradkiem swoimi wielkimi oczami.
- Sehun.
- Nie widziałem cię tu wcześniej.
- To jakiś wasz rytuał powitalny? – żachnąłem się, dopiero po chwili uświadamiając sobie, jaką gafę strzeliłem.
Na szczęście, Kyungsoo odebrał to w bardzo przedziwny sposób, co nawet było mi na rękę. Nawet nie zauważyłem kiedy, a zacząłem z nim rozmawiać jak ze starym kumplem z piaskownicy. Może to właśnie dlatego, po niespełna dwudziestu minutach wiedział o mojej sytuacji i rozterkach związanych z Luhanem.
- Macie naprawdę poważny problem – odparł w którymś momencie, dopijając piwo.
- Jakbym nie wiedział – rzuciłem ironicznie, lustrując go przeszywającym wzrokiem.
- Nie, nie o to mi chodzi. Po prostu trudno będzie wam się dogadać, skoro w tym momencie nikt z was nie potrafi przejąć inicjatywy. Z tego co mi mówisz, Luhan jest raczej uległym typem, a nie tym dominującym – odparł, po czym uśmiechnął się przyjaźnie.
- I co w związku z tym? – pytałem, niczym posłuszny uczeń.
- No cóż. Z tym tamtym. – Wskazał mi na śpiącego Kaia – Też miałem dość poważne problemy. Sam byłem zbyt nieśmiały, by do niego zagadać, a on cały czas upierał się, że jest hetero.
- Więc jak wy? – zapytałem, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak strasznie zainteresowała mnie jego opowieść.
Kyungsoo uśmiechnął się ponownie, po czym oparł głowę na łokciach.
- Alkohol zrobił swoje, ale wątpię, by wam to pomogło.
Wieczór w barze zleciał mi dosyć szybko. Wraz z nowo poznanym Kyungsoo siedzieliśmy cały czas przy barze, zamawiając hektolitry alkoholu. Nawet nie zauważyłem kiedy, a moje myśli zaczęły samowolnie powracać do sytuacji, która miała miejsce w klasie, a nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Tak, opiłem się i gdyby nie pomoc Kyungsoo, na pewno nie doszedłbym do domu o własnych siłach.
Następnego dnia byłem nieobecny duchem. Wszechobecny kac, który mnie ogarnął odejmował mi jakiekolwiek chęci do utrzymywania swojego statusu w szkole. Nawet na lekcjach byłem zupełnie innym człowiekiem: odpowiadałem na każde zadane przez nauczyciela pytanie, co spowodowało potok zgryźliwych uwag ze strony mojej watahy. W tamtym momencie zupełnie się tym nie przejmowałem. Moja głowa zajęta była innymi sprawami, jak na przykład Luhan. Jego miękkie blond włosy, głębokie, czekoladowe tęczówki i uśmiech, którym uraczał mnie za każdym razem, gdy się widzieliśmy. Tęskniłem za nim, chociaż sam nie wiem, kiedy takie uczucie narodziło się w mojej głowie.
Podczas długiej przerwy, jak zwykle, siedziałem na dziedzińcu z moją watahą. Ich rozmowa była dla mnie na tyle nudna, że położyłem się na trawie i zacząłem liczyć liście na drzewie. Było to o wiele bardziej interesujące, niż ich przepełnione hormonami wyobrażenia i dawało mi okazję, by jeszcze raz przemyśleć całą zaistniałą sytuację.
Czy kochałem Luhana? Nie wiem.
Uczucie, które będąc w moim wnętrzu nie dawało mi spokoju, nie dawało się zdefiniować. Chciałem go zobaczyć, przytulić, a nawet pocałować, ale coś w głębi duszy ostrzegało mnie, że tak być nie powinno.
- Ne, Sehun-ah! – zawołał Minam.
- Czego? – warknąłem w jego kierunku zdenerwowany, że przerwał moje rozmyślenia.
- Ktoś do ciebie – odparł, hamując salwy śmiechu.
Wiedziałem, że nie wróży to nic dobrego.
Leniwie podniosłem się z ziemi, po czym nieopodal mnie zauważyłem tak dobrze znaną sylwetkę. Luhan. Moje serce momentalnie przyspieszyło, jednak na wszelkie możliwe sposoby chciałem ukryć ten fakt nie tyle przed innymi, co przed sobą.
Zlustrowałem blondyna przeszywającym spojrzeniem, czego chwilę później pożałowałem. Widziałem, jak pod wpływem mojego wzroku drgnął. Niezależnie od tego, czy coś do niego czułem, wciąż byłem tym samym Sehunem, którego obawiali się wszyscy przedstawiciele płci męskiej drugich klas. Zimna aura, którą wręcz emanowałem, wydobywała się z mojego wnętrza z czystego przyzwyczajenia. Nie lubiłem, gdy coś szło nie po mojej myśli, a takie zachowanie ułatwiało mi wiele razy życie.
- S… Sehun – zaczął niepewnie Luhan. Modliłem się w duchu, by nie zrobił czegoś, przez co będę zmuszony zachować się jak ostatnia świnia.
- No?
- O patrz, Tae. Kłótnia kochanków nam się szykuje – zaśmiał się Minam. Od razu spiorunowałem go swoim firmowym wzrokiem, dzięki czemu się uciszył.
- Zostawiłeś to wczoraj w barze – powiedział niepewnie Lulu, co chwilę zerkając na moją watahę. Widzialem w jego oczach strach i byłem zły, że nie mogłem mu pomóc. – Kyungsoo prosił, bym ci to podał.
Chłopaki spojrzeli na mnie podejrzliwie, hamując się przed chamskimi dogryzkami. Widziałem to po ich postawie i modliłem się, aby to wszystko się już skończyło.
- O czym ty do mnie gadasz? – zapytałem oschle, starając się wywrzeć dobre wrażenie na „kumplach”.
- To… To… - zająknął się blondyn.
Nie chciałem go krzywdzić, ale musiałem. W głowie cały czas usprawiedliwiałem się myślą, że nie robię tego dla siebie, ale dla niego. Nie chciałem, by chłopaki się do niego przyczepili. Prawda jednak była bardziej egoistyczna. Ratowałem siebie. Nikogo innego.
- Chyba ci się coś pomyliło – warknąłem, po czym chcąc go wyminąć, szturchnąłem go w ramię.
Drgnął. Znowu.
- Ale Sehun! – krzyknął za mną.
Obróciłem się, chwilę później tego żałując. Te piękne oczy, które za każdym razem pojawiały się w mojej wyobraźni były zaszklone, wręcz sekundy dzieliły go od tego, by się rozpłakał. Poczułem dziwne ukłucie w sercu.
- Nie znam cię, więc nie wiem, dlaczego w ogóle do mnie przyszedłeś. Znajdź sobie wreszcie znajomych, a nie czepiasz się normalnych ludzi, pedale. – Słowa same wyszły z moich ust. Nie panowałem nad tym.
Pojedyncza łza spłynęła po policzku Luhana. Widziałem to i chciałem do niego podbiec, ale nie mogłem. Przynajmniej cały czas wmawiałem sobie, że nie powinienem i robiłem wszystko wbrew sobie. Gdybym tylko był inny, potrafił decydować za siebie, podbiegłbym do niego i od razu przytulił, by nie widzieć jego łez. To bolało.
Blondyn spojrzał na mnie z bólem. Chwilę później uciekł w stronę bramy. Nie widziałem go już później, chociaż bardzo chciałem. Pragnąłem przy nim być, przeprosić i obiecać, że to się nigdy nie powtórzy. Jednak bałem się tego. O wiele bardziej, niż mi się wydawało. Byłem tchórzem i nic mnie nie uspawiedliwiało. Nawet banda idiotów, która „pogratulowała” mi mojego zagrania. Czułem się jeszcze gorzej, niż wcześniej. Tak, jakbym sam wbił sobie nóż w serce, przy okazji raniąc najbliższych. A raczej kogoś, kogo kochałem – Luhana.
Jeszcze tego samego dnia, nie mogąc uporać się z własnymi myślami, udałem się na imprezę. Mnóstwo alkoholu, używek i wylansowanych osób, które nie marzyły o niczym więcej, jak tylko o szybkim numerku w łazience. Chociaż tam siedziałem, myślami znajdowałem się w zupełnie innym wymiarze.
Za każdą myśl o Luhanie piłem kieliszek wódki.
Opiłem się, jednak tym razem nie miał kto odprowadzić mnie do domu.
Następnego dnia obudziłem się w swoim pokoju. Mordercze pieczenie w gardle nie dawało mi spokoju, a mój głos przypominał skrzeczenie ptaka. Wciąż kręciło mi się w głowie i jedynce co pamiętałem z poprzedniego wieczoru, to pierwszy kieliszek alkoholu. Reszta zniknęła gdzieś pomiędzy pierwszym, a drugim ostrzem, które sam w siebie celowałem. Skoro Luhan cierpiał przeze mnie, ja także musiałem pocierpieć z własnej głupoty,
Niechętnie sięgnąłem po zegarek. Było po dwunastej. W łazience parę razy obmyłem się wodą, po czym stwierdziłem, że i tak nie będę wyglądał gorzej. Podkrążone oczy, rozczochrane włosy, opuchnięte usta. Byłem wrakiem człowieka, jednak nic nie było w stanie pokonać mojego psychicznego stanu.
Poszedłem do kuchni. Wyciągnąłem karton z sokiem pomarańczowym i wypiłem go na raz. Nigdy nie czułem się tak źle, jak w tamtej chwili. Wciąż rozpamiętywałem swoje zachowanie, to, jakim bydlakiem się okazałem i jak strasznie oszukiwałem siebie. Załowałem tylko tego, że na moim niezdecydowaniu tak strasznie cierpiał Luhan. Ten słodki, niewinny chłopak, który potrafił znaleźć we mnie cząstkę człowieczeństwa.
Wziąłem drugi karton soku, po czym zacząłem zmierzać w kierunku swojego pokoju. Moje zamierzenia przerwał dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się, ponieważ nikogo nie spodziewałem się o tej porze. Przez jakiś czas zastanawiałem się nawet, czy wyjść w takim stanie, czy po prostu udać, że nikogo nie ma w domu. Niestety, osobnik nie odpuszczał i nadal dzwonił do drzwi. Zdenerwowany do granic możliwości poszedłem otworzyć.
Przed moimi oczami ukazała się znana mi sylwetka. Kyungsoo. Chłopak, którego poznałem w barze – wesołego, o wielkich oczach i miłym uśmiechu – w tym momencie w ogóle nie przypominał siebie. Przekrwione spojrzenie, zmęczona twarz. Nie wiedziałem, co się działo.
- Kyungsoo – zacząłem niepewnie, widząc jakikolwiek brak reakcji z jego strony. Wpatrywał się we mnie swoimi wielkimi oczami, przepełnionymi żalem pomieszanym ze złością. – Coś się stał…
- To… Dla ciebie – powiedział, hamując łzy. Sięgnąłem po przedmiot, którym okazała się biała koperta z napisem „Dla Sehuna”.
- Co to? – zdziwiłem się.
- List. – Utkwił wzrok w ziemię. – Od Luhana.
- Kyungsoo, co się stało?
- On…
- On co, do cholery? – zniecierpliwiłem się.
- Nie żyje.
Wiadro lodowatej wody – tak podziałały na mnie jego słowa. To był żart, głupi psikus, jakiego dopuszczają się dzieci w podstawówce. On nie mógł nie żyć. Nie mógł. To musiał być żart. Myślałem tak do momentu, gdy Kyungsoo nie zaczął płakać. Dołączyłem, zupełnie nie wiedząc, co się wokół mnie dzieje.
Gdzie jesteś, Luhan?
Proszę, nie zostawiaj mnie…
Genialne T.T płaczę.. Wae? Biedny Lulu T.T pabo i biedny Sehun T.T
OdpowiedzUsuńNareszcie.Znalazlam.Twojego.Bloga.!!!! XD
OdpowiedzUsuńJejku...Nawet nie wiesz jak dlugo szukalam... Miesiąc? Okay, przyznaje się ponad dwa tygodnie, góra 3... Tak, czy inaczej stwierdzam że jestem glupia, bo zapomialam, że dolączylam do obserwatorów tego bloga xD... Ehhh ja i moja spostrzegawczość. Ale!! Wracając do ff:
"Zakazany owoc" kontynuowany dzięki mnie?!
Yyyyy... CO??!!
Po 1: cieszę się że historia zostala wznowiona (i czekam na kojelny roździal <3 )
Po 2: kiedy przeczytalam Twój wstęp skierowany do mnie, to cieplutko na serduszku mi się zrobilo *.* Cieszę się, że odzystalaś wiarę w ten ff bo naprawdę cudownie piszesz i szkoda by bylo taki talent i takie opv starcić.. Dodam, że nie zawiodlaś mnie (jak i zapewne innych czytelników). Ten ff jest (pomimo takie troche zwyczajnej fabuly) ciekawy i niezywkly, więc... <33
Ale, co do roździalu nr. 2
Po twojej "notatce" na początku zaczęlam czytać ten roździal z wielkim bananem na mordce :D Sehun troszkę mnie zawiódl... Jak można być takim egoistą?? Jak!!? Pozycja w statusie szkoly ważniejsza od Lulu? Jemu chyba coś na leb spadlo -,- Paczki Hunnniego wogóle nie lubię, co jest pewnie związane z moją sympatią do Luhana... Wlaśnie bardzo mi szkoda Lulu. A pod koniec tego roździalu to myślalam, że to jakiś glupi żart? Jak to nie żyje?!! Ale... Przecież.... On i Sehun...? A ja mialam cichutką nadzieję na fluff... Ehh.
Kai i DO. Powiem, że ich się tutaj nie spodziewalam. Oczywiście Jongin od razu: niezly tylek xD A Do jak zawsze robi za 'matkę', lub jakiegoś aniolka... Ale ja uwielbiam Kaisoo (chociaż Hunhana nic nie przebije)
Więcej chyba nie jestem w stanie napisać. Weny też nie mam. Napisze tylko (jeszcze raz), że się cieszę z powodu kontynuowania tego ff przez Ciebię! Masz talent! Nie zmarnuj go!! Ff jest cudowny, ty jesteś cudowna, i wszystko jest cudowne (no może prócz śmierci Lulu ;( ]
A teraz ta oficjalna część komentarzyka:
Życzę weny i pozdrawiam!
Wiktoria ;D
PS: Nawet nie wiesz, jak jestem dumna, z tego że jak przeczytalaś MÓJ komentarz to odzyskalaś wiarę! Przepraszam tylko ze nie komentowalam wcześniej roździalu, ale zagubilam adres bloga. Ale jestem już!!
Do poczytania!
Nigdy nie lubiłam Hunhanów. Ok, tak było do tej pory, bo dzięki temu ff pokochałam, miuewohk. No i ta akcja z Kaisoo, a to moje otp - umarłam. Kocham cię za to, bo to było piękne. Szkoda, że Luhan umarł tak szybko, ale to tylko moja opinia, bo ja jak coś czytam i się wciągnę, to mogłabym czytać i czytać, i nie przestawać XD Pod koniec opowiadania telefon mi się rozładował i myślałam, że wszystko dookoła siebie rozwalę, seriously. Kocham to. Kocham Ciebie. Kocham no.
OdpowiedzUsuńDobra, wiem, że nie jestem nikim ważnym, by to pisać, ale trudno...
OdpowiedzUsuńJA SIĘ NIE GODZĘ NA TAKIE COŚ! o(╥﹏╥)o Mój biedny Luhannie, co mu się stało?
Ale z drugiej strony, musiał naprawdę kochać Sehuna, skoro to, co mu zrobił skłoniło go do czegoś takiego - bo zgaduję, że pewnie popełnił samobójstwo.
A Sehun, to ciota, skoro ważniejszy jest dla niego wizerunek, a nie uczucia drugiej osoby.