Cześć, kochani. Na wstępie chciałabym powitać nowych obserwatorów: Natalia Kiryk, Kinga Kowalska i Shiro. Naprawdę, niezmiernie miło mi z tego powodu, że ktoś jednak tutaj wchodzi. A teraz do rzeczy. To co Wam teraz prezentuję to prolog nowego, wieloczęściowego opowiadania. Wiem, długością przypomina to rozdział, bo w rzeczywistości właśnie taką rolę on spełnia. Prolog, bo wprowadzenie... Coś w ten deseń~ Co prawda, opowiadanie miało zostać dodane dopiero wtedy, gdy je skończę, ale no~ nie mogłam się powstrzymać, więc przygotujcie się, że po tej publikacji na kontynuację będzie trzeba jeszcze troszkę poczekać, za co przepraszam. Postaram się dodać jak najszybciej.No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć miłego czytania. Czekam na opinię <3
Chanyeol pov Chodź, będzie fajnie
- Ale dlaczego nie? – zapytałem, nie do końca rozumiejąc punkt widzenia moich znajomych. Przecież mój pomysł był i-de-a-lny! Po prostu idealny.
- Bo nie chcę tam jechać i tyle – odpowiedział z tą swoją pokerową twarzą. Czasami naprawdę zastanawiałem się, czy on w ogóle jest człowiekiem.
- No daj spokój – żachnąłem się. – Drinki, piaszczysta plaża, słoneczko. Do tego imprezy i wszystko, czego dusza zapragnie. Jak możesz mówić, że nie chce ci się tam jechać?
- Bo ja w porównaniu z tobą nie szaleję za takimi rzeczami. – Spojrzał na mnie tym swoim bezwyrazowym spojrzeniem i upił whisky.
- Dobra. Niech pomyślę… No to będziesz miał spokój, szum fal i tyle whisky, ile dusza zapragnie. Zadowolony? – zapytałem ze swoim szerokim uśmiechem.
- Nie – odparł sucho, nawet na mnie nie zerkając.
Wychodziłem z siebie. Dosłownie stawałem na głowie (dobra, może nie było tak tragicznie, ale przysięgam, że byłem w stanie zrobić nawet to, byleby się zgodził), a on i tak był niewzruszony. Ciągle powtarzał to swoje „nie” i „nie”, co powoli doprowadzało mnie do szału.
- Kris, cholera jasna, może byś mi pomógł? – zapytałem, mając nadzieję, że mi pomoże.
- Dlaczego miałbym? – odwrócił się w moją stronę, zaciągając się papierosem.
- No bo… Dobra, nie ważne – odrzekłem, wiedząc, że nie mogę na niego liczyć. – Sehun-ah – zaskomlałem. – Czemu tak bardzo nie chcesz tam jechać?
- Bo nie mam ochoty? – zapytał z chamskim uśmieszkiem.
- Czy może być coś lepszego? Ale tak serio, przemyśl to chwilę. Taka sytuacja może się już więcej nie nadarzyć – powiedziałem, zabierając mu sprzed nosa szklankę z alkoholem i wypijając do końca.
- Po prostu nie, zrozum to. Nie mam ochoty tam jechać.
- Złamane serce można wyleczyć drugą miłością, a jestem pewny, że tam…
- Skończ! – warknął w moim kierunku, co trochę mnie zdziwiło. Wow, on jednak zmienia wyraz twarzy. Może i znałem go dłużej niż pięć lat, jednak mimo takiego pokaźnego okresu naszej znajomości, wciąż dziwiłem się na jego emocjonalne reakcje.
- To się zgódź – powiedziałem, wywracając oczami.
- Czemu natomiast ty chcesz tam tak bardzo jechać? – zapytał Kris, podchodząc do nas.
- A czemu nie? – zapytałem z szerokim uśmiechem. Czy chociaż raz nie mogliby wziąć ze mnie przykładu i zareagować bardziej entuzjastycznie?
- Co takiego fajnego jest w obleśnym domku z desek, w środku lasu, bez kelnerów, sprzątaczek, wi-fi, za to z ogromną ilością robactwa, które chce cię zjeść żywcem? – Usiadł koło nas, udając, że naprawdę wierzy w swoje słowa. Doprawdy, Kris był mistrzem, jeśli chodziło o tworzenie wyimaginowanych opowieści. Normalnie nie miałem nic przeciwko, jednak w tamtym momencie byłem skłonny zabić go plastikową łyżeczką.
- Aż tak rozpieszczonym bachorem jesteś? – zapytałem z ironicznym uśmiechem, na co odpowiedział mi wywracając oczami. – Sehun, zgódź się – zacząłem znowu, niczym dziecko, które chce pójść na karuzelę.
- Nie mogę – powiedział.
- A to niby dlaczego?
- Bo niedługo będzie rekrutacja w firmie i muszę się tym zająć – odparł na jednym tchu, zupełnie nie patrząc w moją stronę.
- Przestań chrzanić – mruknąłem. – Nabór masz dopiero za miesiąc, o czym doskonale wiem, bo z tobą współpracuję. I nie przesadzaj z tym swoim zamiłowaniem do pracy, bo ci jeszcze uwierzę.
Cisza. Jak grochem o ścianę. Powiedz jedno, a oni usłyszą drugie lub zaczną udawać, że mówisz w innym języku. Doprawdy, byłem skłonny mówić do nich po chińsku, jednak miałem wrażenie, że wtedy w ogóle udawaliby, że nie wiedzą, co chcę im powiedzieć. Gorzej niż z dziećmi, o wiele gorzej. A podobno to ja byłem najbardziej dziecinny z całego towarzystwa…
- Serio, jestem nawet skłonny to opłacić, byście tylko ze mną pojechali – powiedziałem w końcu, zdając sobie sprawę, jak głupio to brzmi. Byłem na tyle zdesperowany, że nawet chciałem ich przekupić, chociaż wiedziałem, że i tak nic to nie da.
- Na pewno z tego powodu twoja firma zbankrutuje – zaśmiał się Kris, dolewając przeklętej whisky, na którą nie mogłem już patrzeć.
Chciałem być miły. Chciałem zapewnić im rozrywkę i pokazać, że poza światem show-biznesu i pieprzonych pieniędzy jest też coś ciekawszego. Nawet poświęciłem swój drogocenny czas, by wszystkiego się dowiedzieć. Ale nie. Oni nie wiedzieli, co to wdzięczność. Dla nich ważne były tylko pieniądze. Czasami naprawdę miałem wrażenie, że moi rzekomi przyjaciele to banda pieprzonych materialistów.
- Dobra, nie ważne. Czy się zgadzacie, czy nie, jedziecie tam ze mną. Już wszystko załatwiłem, a wy mi planów nie zepsujecie. Na pewno nie teraz, gdy już tak strasznie się nakręciłem. Wyjeżdżamy za dwa dni – powiedziałem na jednym oddechu, czekając na ich reakcje. Ku mojemu zdziwieniu, grzecznie siedzieli i mnie słuchali.
- Nie przesadzasz trochę? – zapytał w pewnym momencie Sehun.
- Nie, nie przesadzam. Wy za to robicie wielką aferę, bo chociaż raz nie możecie zachowywać się jak normalni ludzie, tylko pieprzeni spadkobiercy miliardów. Jedziecie i koniec. A ty Kris, jak tak bardzo boisz się odrobiny robaków, to możesz wykupić sobie aptekę lub inną firmę z sprayami przeciwko komarom. Droga wolna – powiedziałem i zupełnie niewzruszony ich reakcją, wyszedłem z pomieszczenia.
Nie, nie pozwolę im zepsuć moich planów. Nie tym razem.
D.O. pov Wyświadcz mi przysługę
Siedziałem znudzony przed ladą, uparcie wpatrując się w kolorowy magazyn. Udawałem, że jestem zainteresowany którymś z rzędu artykułem o modzie, jednak w rzeczywistości literki rozmazywały mi się przed oczami, tworząc wielką, czarną plamę. Nienawidziłem takich gazet, jednak czasami po nie sięgałem. Z nudów. W środowe południe, gdy wszyscy zajęci byli pracą, nikt nie przychodził na kawę, więc miałem za dużo wolnego czasu. Z jednej strony bardzo mnie to irytowało, z drugiej zaś, nie chciałem prosić Kaia, by mnie odwiedził, bo wiedziałem, jak może się to skończyć.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Szybko podniosłem się do pozycji stojącej, by z uprzejmym uśmiechem przywitać gościa. Dopiero gdy zauważyłem znajomą sylwetkę, na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Hej, hyung. Co cię tu sprowadza? – zapytałem od razu na wstępie. Wiedziałem, że jest zapracowany, dlatego widząc go w swojej pracy wiedziałem, że coś jest na rzeczy. – Czyżbyś polubił kawę?
- Bardzo śmieszne, Kyungsoo. Nie mogę nawet odwiedzić kuzyna w pracy? – Podszedł do lady, po czym oparł się o blat. – Ale masz racje, nie przyszedłem tutaj bezinteresownie. Mam sprawę – odparł, uśmiechając się w moją stronę.
Rozejrzałem się po kawiarni i nie widząc przeciwwskazań, by zrobić sobie chwilę wolnego, wskazałem Suho stolik, przy którym chwilę później usiedliśmy.
- A więc słucham. – Usiadłem wygodnie, po czym wlepiłem swoje duże oczy w blondyna.
- Co robisz za dwa dni? – zapytał, stwarzając w mojej głowie zamieszanie.
- Prawdopodobnie pracuję – odparłem.
- A co z jakimś urlopem?
Zapatrzyłem się na niego zdezorientowany, jeszcze bardziej otwierając oczy. Nigdy nie interesował się moim grafikiem, chyba że…
- Dobra, Suho. Mów wprost, o co chodzi? – Założyłem ręce na klatkę.
- Chcę ci zaproponować pewny układ – powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha.
- A więc mów, póki mam czas – odrzekłem, odwzajemniając uśmiech.
- Chodzi o wyjazd – powiedział szeptem, jakby przekazywał mi jakąś tajemnicę. – Miałem wyjechać nad morze i przy okazji zabrać Hyunhee – zawahał się.
- Ale? – zapytałem.
- No właśnie chodzi o to, że nie mogę, a wszystko jest załatwione. Dlatego przyszedłem do ciebie, żeby prosić cię o przysługę.
Przez całą rozmowę spoglądałem na niego wielkimi oczami, zupełnie nie rozumiejąc, co do mnie mówił. Być może w jakimś stopniu zaczynało to do mnie docierać, gdy nagle usłyszałem dźwięk dzwonka, oznajmiający, że ktoś wszedł do kawiarni. Niczym zaprogramowany robot, szybko wstałem z miejsca i przybrałem wyuczoną postawę: szeroki uśmiech, zachęcający wyraz twarzy i te sprawy. To nie tak, że się do tego zmuszałem, po prostu byłem do tego przyzwyczajony.
Trwałem w takiej pozycji, uparcie szukając osobnika, który przerwał mi moją rozmowę z Suho. Dopiero gdy poczułem czyjeś ręce, zręcznie oplatające się wokół mojej talii, tylko wywróciłem oczami.
- Kai – mruknąłem pod nosem.
- No cześć, kochanie – powiedział, uraczając mnie przelotnym buziakiem w policzek. – O, Suho. Dawno cię nie widziałem – stwierdził, witając się z moim kuzynem. Nigdy nie pojmę, dlaczego zachowują się, jakby byli rodzeństwem.
- A gdzie zwrot grzecznościowy, Kai? – żachnąłem się, starając przybrać najbardziej surowy wyraz twarzy, co – nie oszukujmy się, zupełnie mi nie wychodziło.
- Cześć, Kai – odparł Suho. – Daj spokój, Kyung, przecież znamy się już dość długo, więc nie czepiaj się go o to za każdym razem.
- Dobra, nie ważne – powiedziałem, wywracając oczami. Wiedziałem, że w tym momencie nie wygram z tą przeklętą dwójką, dlatego wolałem zmienić temat. – Powiesz mi, hyung, o co w końcu chodzi z tą przysługą? – zapytałem, z powrotem zajmując swoje miejsce. Lekko odepchnąłem Kaia, na co ten spojrzał na mnie podejrzliwie. Na szczęście, parę chwil później siedział koło nas.
- Jaka przysługa? – zainteresował się, jakby go to dotyczyło.
- Kai – mruknąłem, uraczając go karcącym spojrzeniem.
- Spokojnie – odparł Suho. – Prawdę powiedziawszy, moja przysługa dotyczy nie tylko ciebie – zwrócił się do mnie, na co jeszcze bardziej wytrzeszczyłem swoje oczy (o ile było to w ogóle możliwe). – Chodzi o to, że Hyunhee za bardzo nakręcił się na ten wyjazd, a ja, nawet jeśli stawałbym na głowie, nie dam rady tam z nim pojechać. Dlatego proponuję ci pewny układ. – Zamilkł na chwilę, na pewno analizując wszystko, co chce mi powiedzieć. – Dostajesz ode mnie darmowe wakacje nad morzem, w domku, na tydzień – powiedział, niepewnie oczekując naszych reakcji. Kai, oczywiście, rozpromienił się na tyle, że byłem niemalże pewny, że zaraz wybuchnie. – Ale… - dodał Suho.
- Ale co? – Zniecierpliwił się Kai.
- Domek jest sześcioosobowy, więc powinien się wam podobać – kontynuował Suho.
- O jaką przysługę chcesz mnie prosić? – zapytałem w pewnym momencie, zdając sobie sprawę, że Suho przeciągał swoją wypowiedź specjalnie.
- Chciałbym cię prosić, abyś wziął ze sobą mojego brata – powiedział w końcu, uciekając wzrokiem.
Spojrzeliśmy na siebie z Kaiem, po czym zupełnie nie rozumiejąc nic, z powrotem zerknęliśmy na Suho. Daje mi opłacone wakacje, pozwala wziąć kogokolwiek chcę, pod warunkiem, że zaopiekuję się jego siedmioletnim bratem? Wprawdzie była to kusząca propozycja, niemniej jednak od razu w mojej głowie pojawiła się nutka niepewności. Biorąc pod swoją opiekę Hyunghee wiedziałem, że będę musiał być jak najbardziej odpowiedzialny, co wymagało ode mnie wielu wyrzeczeń. Nie do końca podobał mi się ten pomysł, szczególnie, że biorąc ze sobą Kaia – co już na wstępie było oczywiste – będę miał dwójkę dzieciaków pod opieką.
- Nie ma problemu – odparł wesoło Kai, uśmiechając się w ten swój charakterystyczny sposób. – Spakuj tylko młodego, powiedz mu, że jedzie z nami i załatwione – dodał po chwili, nawet na mnie nie zerkając.
- Ej, chwila. Kai, dlaczego decydujesz za mnie? – zapytałem, wybałuszając swoje oczy. – Nie wiem, czy będę w stanie…
- Oj daj spokój. To tylko siedmioletni chłopiec, co on takiego może ci zrobić? Nie raz się nim opiekowaliśmy i jakoś obie strony wyszły z tego cało – przerwał mi, wywracając oczami.
- Oczywiście możecie to przemyśleć. Wyjazd jest dopiero za dwa dni – odezwał się Suho.
- Nie ma o czym dyskutować. Zgadzamy się. DO też się zgadza, jednak jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy – powiedział pewny siebie Kai. W tamtym momencie gromiłem go wzrokiem i nie mogłem wyjść z podziwu, że on nadal – jakby nigdy nic – uśmiecha się w ten swój zawadiacki sposób. Kiedyś na pewno wprowadzi mnie do grobu, jestem niemalże pewny.
- No dobra. W takim razie wyślę ci wszystkie informacje wieczorem, Kyungsoo – powiedział Suho, zadowolony z przebiegu sytuacji. Powoli wstał od stolika, uśmiechając się od ucha do ucha. – A, jeszcze jedno – zatrzymał się. – Domek jest sześcioosobowy, więc spokojnie możecie kogoś ze sobą wziąć – powiedział, po czym opuścił kawiarnię.
Siedziałem wbity w wygodne krzesło i wpatrywałem się tępym wzrokiem w drzwi. Skoro się teoretycznie zgodziłem, to muszę załatwić sobie wolne, spakować się, iść na zakupy i kupić wszystkie potrzebne rzeczy. A do tego jeszcze dochodziła sprawa wolnych miejsc.
Moje rozkojarzenie przerwał Kai, który bez pytania wziął mój telefon z lady i zaczął czegoś w nim szukać.
- Co ty robisz? – zapytałem.
- Dzwonię do Baekhyuna – odparł, nie uraczając mnie nawet spojrzeniem. Coraz bardziej zaczynał mnie denerwować.
- Po co?
- Żeby z nami jechał – powiedział, chwilę później odchodząc na bok, by porozmawiać z szatynem.
Kiedy wrócił, miałem ochotę go rozszarpać. Dlaczego o wszystkim decydował? Nawet nie powiedziałem, że mogę tam jechać, a on robił swoje. Jak zawsze, zresztą. Mimo to, robiłem wszystko, by się nie denerwować.
- Wszystko załatwione – uśmiechnął się od ucha do ucha, wolno krocząc w moim kierunku. Cały czas patrzyłem na niego przeszywającym spojrzeniem, nie mając zamiaru przestać. – Jedziemy w szóstkę – dodał po chwili.
Spojrzałem na niego zdziwiony, po czym zacząłem analizować wszystko w głowie.
- Jaką szóstkę?
- No ja, ty, Hyunhee, Baekhyun, Lay, bo młody go lubi i Luhan. – Przysiadł się do stolika, zakładając nogi na blacie. Skarciłem go spojrzeniem.
- Lay i Luhan razem? Przemyślałeś to? – zapytałem, wyobrażając sobie to spotkanie.
- Tak, wyobraź sobie, że chociaż raz pomyślałem. Jak mają się pogodzić, to muszą się w końcu spotkać. Inaczej tego nie widzę.
I na tym skończyła się nasza dyskusja. Wycieczka. Na tydzień. Nad morze. Za zgrają dzieciaków, skłóconymi przyjaciółmi i ze mną, osobą, która będzie odgrywała rolę niańki.
Kris pov Piłki spadające z nieba
- Co za masakra – usłyszałem za sobą. Niepewnie spojrzałem znad okularów przeciwsłonecznych na blondyna i wywróciłem oczami. Dobrze, że byliśmy już na miejscu. – Wracam samolotem – dodał po chwili, nie czekając, aż razem z Chanyeolem wyciągniemy bagaże. Ten dzieciak…
- Nie przesadzaj, że było tak źle – żachnął się Chan, uśmiechając szeroko. Od początku miałem wrażenie, że ten chłopak zaraz wybuchnie z przypływu niewytłumaczalnego entuzjazmu.
- Owszem, było. Dlaczego nie mogliśmy jechać jakimś normalnym autem? – zapytał, zerkając w moją stronę.
- Bo normalne auta w twoim mniemaniu są wartę sto tysięcy dolców. Uwierz mi, nie chciałbyś, żeby coś się stało z takim cudeńkiem – mruknąłem od niechcenia, zarzucając torbę przez ramię.
- Oczywiście. Od razu anomalia pogodowa. – Wywrócił oczami w ten swój charakterystyczny sposób i poszedł przodem. Owszem, sam też nie byłem jakoś szczególnie zadowolony z tego wyjazdu, ale podejście Sehuna zaczynało powoli mnie wkurwiać. Był strasznie negatywnie nastawiony. I co najgorsze – nie tylko do wyjazdu, ale także do mnie. Wiedziałem, że będę musiał z nim porozmawiać, co w ogóle mi się nie podobało.
Kiedy weszliśmy do domku, poczułem się… Dziwnie. Żeby nie powiedzieć, że poczułem się jak rozbitek na końcu świata. Rozglądając się po małym pomieszczeniu, zacząłem się zastanawiać, czy ludzie naprawdę tak żyją. W drewnianych domach, bez telewizorów (to małe pudło nie było godne, by je tak nazwano), z niewygodnymi łóżkami i jakimiś starymi meblami, które miały służyć za półki. Pocieszał mnie jednak fakt, że nie tylko ja czułem się zniesmaczony. Sehun prezentował swój „entuzjazm” o wiele gorzej. Jedynie Chanyeol, jak idiota po zielsku, zaczął skakać od jednego, do drugiego łóżka, ciesząc się przy tym jaka małe dziecko. Co prawda, nie powinno mnie to dziwić, jednak wciąż nie potrafiłem zrozumieć jego powodów do radości.
- Jest cudownie – wrzasnął, rzucając się na jedno z łóżek. Natomiast my z Sehunem staliśmy w progu, przyglądając się poczynaniom naszego kolegi. – Chodźcie, co tak stoicie?
- Zastanawiam się, czy namiot nie byłby bezpieczniejszą opcją – mruknął pod nosem Sehun, a ja przyznałem mu rację. – Mniej bałbym się o swoje zdrowie – dodał trochę głośniej.
Chociaż dzieciak mnie denerwował, tutaj zgadzałem się z nim w stu procentach. Było… Gorzej, niż w jednogwiazdkowym hotelu. Zastanawiałem się, jakim cudem takie coś jeszcze funkcjonuje i dlaczego nikt tego jeszcze nie zamknął. Prawdopodobnie dalej bym na ten temat dyskutował w swojej głowie, gdybym nie usłyszał bzyczenia. Głośnego. Koło swojej głowy.
Szybko rzuciłem torbę na ziemię i niczym opętany zacząłem odpędzać od siebie przeklęte robactwo. Sehun po chwili zaczął robić to samo, a Chanyeol. Chanyeol się po prostu śmiał, przez co nawet nie zawahałem się, rzucając w niego pustą butelką po wodzie.
- Co cię tak, do cholery, śmieszy? – żachnąłem się.
- Gdybyście się w tym momencie widzieli, też byście się śmiali – odparł, nie mogąc złapać oddechu. Zgromiłem go wzrokiem. Wyrośnięty palant. – Dobra, misiaczki – odezwał się po chwili. – Idę na plażę, ktoś ze mną? – zapytał ze wzrokiem pełnym nadziei.
Spojrzeliśmy po sobie, po czym prychnęliśmy jednocześnie. Żadne z nas nie miał ochoty towarzyszyć Chanyeolowi, na co on tylko westchnął i zaczął zmierzać w kierunku wyjścia.
- Tylko nie rozwalcie mojego apartamentu – dodał na wychodne i zostawił nas samych. Mnie i Sehuna, w jednym pokoju, bez możliwości ucieczki. Jeszcze większy palant.
Sehun spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu, po czym usiadł na jednym z łóżek. Wyjął swój telefon i zaczął się nim bawić. Wiedziałem, że robił to specjalnie.
- Może byś mi pomógł? – zapytałem, mierząc go wzrokiem. Nawet nie drgnął. – Sehun – zwróciłem się do niego, na co ten podniósł wzrok.
- Sam sobie NIE poradzisz? – zaakcentował.
- Nie pogardziłbym twoją pomocą – odparłem sarkastycznie.
- Ja twojej nie potrzebowałem – powiedział.
Wiedziałem, że nawiąże do całej sytuacji sprzed wyjazdu. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że tak szybko to nastąpi. Po prostu łudziłem się, że odstawi to na jakiś czas.
- Nie zaczynaj – mruknąłem pod nosem. Podniosłem torbę z ziemi, po czym przemierzyłem pokój, by położyć ją na jednym z łóżek.
- Ja mam nie zaczynać? – zaśmiał się pod nosem. – Mogłeś sobie odpuścić.
Denerwowałem się coraz bardziej, chociaż starałem się nie wybuchnąć. Nie chciałem jeszcze bardziej psuć Yeolowi wakacji, bo wiedziałem, że moje podejście i tak zbytnio go nie cieszy. Do tego dochodził wiecznie niezadowolony Sehun i jego zamiłowanie do zjebania wszystkiego, czego się dotknie.
- Rozmawialiśmy o tym – warknąłem.
- Nie myśl, że uwierzyłem ci na słowo – odparł tym samym tonem, co ja. Pieprzony dzieciak.
- To sobie porozmawiaj ze swoim kochanym Tao – mruknąłem sarkastycznie, zerkając w jego kierunku. Tak jak się spodziewałem, żadnej reakcji.
- A ty go przeleć przy okazji – powiedział, uśmiechając się ironicznie.
Uderzyłem ręką o szafę. Starałem się być spokojny, ale nie potrafiłem puścić tej uwagi mimo uszu.
- Żebyś, kurwa, wiedział, że to zrobię – warknąłem, wymijając go i wychodząc na zewnątrz.
Cholerny, rozwydrzony bachor, który nie rozumie nic, co się do niego mówi. Widział tylko Tao, Tao i Tao, nawet nie zdając sobie sprawy, jak tamten go wykorzystywał. A mnie podkusiło, by być miłym…
Zdenerwowany poszedłem do auta, by wyjąć resztę rzeczy, z którymi Chanyeol mnie zostawił. Wyjąłem kluczyki, nacisnąłem przycisk, gdy nagle coś uderzyło mnie w głowę. Odskoczyłem, jak oparzony, wymachując przy okazji rękoma, jakbym chciał odpędzić kolejnego krwiożerczego owada, a z moich ust wydobyło się tylko jedno słowo:
- Kurwa – wrzasnąłem, szukając winowajcy. Ku swojemu zdziwieniu, zauważyłem tylko piłkę. – Co za pieprzony palant to zrobił? – krzyknąłem jeszcze głośniej, rozglądając się naokoło siebie. Byłem tak wkurwiony, że musiałem zabijać wzrokiem. Nic dziwnego, że gdy zauważyłem koło siebie małego dzieciaka, ten spojrzał na mnie przerażony i był dosłownie sekundę od rozpłakania się na dobre. Złapałem tą piłkę w ręce i zacząłem kroczyć w jego kierunku. Może i chciałem mu ją oddać, ale zapomniałem, by się chociaż… uśmiechnąć? Kiedy podszedłem do malca, ten spojrzał na mnie wielkimi oczami, po czym rozpłakał się w jednym momencie i uciekł w kierunku drugiego domku. Stanąłem jak wryty w ziemię, zastanawiając się, co powinienem teraz zrobić.
Pięknie, Kris. Nawet do dzieci nie masz podejścia.
Lay pov Zły pan
Rozpakowywanie nigdy nie należało do moich ulubionych zajęć, jednak wiedziałem, że jeśli nie ja, to nikt inny nie pomoże DO. Reszta zachowywała się, jakby była na koloniach, gdzie jedyne, co było ważne, to aby zdążyć na kolację. Wiedziałem, że to także będzie należało do naszych obowiązków. Mimo to, nie narzekałem. Sam fakt, że mogłem z nimi jechać, dużo dla mnie znaczył. Mogłem chociaż na chwilę zapomnieć o swojej pracy, a także o każdej złej rzeczy, która ostatnio mi się przytrafiła. A było tego bardzo dużo. Nawet myśl, że będę musiał zajmować się Hyunhee nie przeszkadzał mi ani trochę. Uwielbiałem dzieci, a on był cudowny.
Wolno wyciągałem kolejne ubrania, równo układając je na półce. Wiedziałem, że prędzej, czy później będę musiał robić to znowu, ponieważ nawet nie wymagałem od Luhana, że będzie utrzymywał porządek. Nigdy, ale to nigdy nie potrafił sprzątać i wątpiłem, aby przez ten miesiąc, przez który się do siebie odzywaliśmy, zmienił swoje nawyki. Do tego, dochodził jeszcze Hyun, od którego nawet nie wymagałem porządku. W końcu był tylko dzieckiem.
Wstałem, by wziąć kolejną torbę do rozpakowania, gdy nagle usłyszałem trzask drzwi. Zacząłem podejrzewać, że to Baekhyun, jednak gdy tylko poczułem, jak ktoś się do mnie mocno przytula, przy okazji płacząc, wiedziałem, że to nie kto inny, jak Hyunhee. Przytuliłem go do siebie, uspokajając.
- Co się stało? – zapytałem troszkę wystraszony. Płacz w pierwszy dzień wyjazdu nie zwiastował nic dobrego. Powoli zacząłem głaskać go po głowie.
- Bo… Bo tam jest – zaczął się jąkać.
- Ej, spokojnie. – Przykucnąłem przed nim, wycierając łzy z policzków. – Uspokój się i powiedz, co się stało.
- Grałem w piłkę i niechcący ona… ona poleciała do drugiego domku. – Łkał już trochę ciszej.
- I co się stało? – zapytałem.
- I… I tam był taki pan, który się zdenerwował – dodał po chwili, uspakajając się już. Przytuliłem go do siebie i uśmiechnąłem szeroko.
- Spokojnie, pójdę tam z tobą, przeprosimy tego pana i odbierzemy piłkę, co ty na to? – zapytałem, uśmiechając się jeszcze szerzej. Chłopczyk przytaknął głową, po czym złapał mnie za rękę i poprowadził w tamtą stronę. Chyba nie mogło być tak źle, prawda?
Kiedy doszliśmy na miejsce, ku naszemu zdziwieniu, mężczyzna nadal tam był. Wyciągał coś z bagażnika, zupełnie nie dostrzegając naszej obecności. Piłka leżała parę metrów od niego i nie powiem, ale niejednokrotnie przeszło mi przez myśl, aby wziąć ją i uciec jak najdalej, szczególnie, że ów „pan” był dosyć nieźle zbudowany. Zawsze mógł mnie pobić. Albo zgwałcić. Szybko odrzuciłem od siebie te myśli, po czym stwierdziłem, że muszę ograniczyć czas spędzany z Baekhyunem. Niewątpliwie chłopak mi szkodził.
Podeszliśmy bliżej nieznajomego, po czym Hyunhee schował się za mną. Zaśmiałem się cicho na jego reakcję.
- Przepraszam – powiedziałem trochę niepewnie, nie chcąc wystraszyć mężczyzny. Niestety, w ogóle mi to nie wyszło. Chłopak uderzył o bagażnik, przeklinając pod nosem. Tak, Lay, nie ma to jak zapewnić nieznajomemu pobyt w szpitalu. Na szczęście, dosyć szybko odwrócił się w naszym kierunku, rozmasowując ręką obolałe miejsce. Spojrzał na nas spod przymrużonych oczu, po czym – mógłbym przysiąc – zlustrował mnie od góry do dołu. Uśmiechnąłem się nieśmiało, starając się ukryć swoje zakłopotanie. – Nic się panu nie stało? – zapytałem trochę przerażony. Lekko kiwnął głową, na co uśmiechnąłem się bardziej śmiało. – Przyszliśmy przeprosić za piłkę – powiedziałem, starając się odsłonić Hyunhee, który nadal krył się za mną. – I zapytać, czy możemy ją odzyskać? – Chłopczyk dopiero w tamtej chwili wyszedł przede mnie, po czym spuścił wzrok.
- Przepraszam – powiedział, nerwowo bawiąc się rękoma.
Mężczyzna stał cały czas w miejscu, przyglądając mi się z dziwnym wyrazem twarzy. Ani razu nie spojrzał w kierunku chłopca, co trochę mnie zdziwiło. Dopiero po chwili, jakby ktoś wyrwał go z zamyślenia, lekko się uśmiechnął w naszym kierunku, a mi ugięły się nogi. Tak, był przystojny. Cholernie przystojny. Ponownie szybko odepchnąłem te myśli od siebie, po czym odwzajemniłem uśmiech.
- Nic się nie stało – powiedział swoim niskim głosem. Wziął piłkę i podszedł do nas, oddając zgubę właścicielowi. Hyun uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał na mężczyznę.
- Dziękuję panu – powiedział wesoło i spojrzał w moim kierunku. Kiwnąłem głową w jego stronę.
- Mam nadzieję, że nie narobił za dużo szkód – powiedziałem ciągle zakłopotany. – Jakby co…
- Nie, spokojnie. Wszystko w porządku – przerwał mi, uważnie się we mnie wpatrując.
- To dobrze – odparłem, zupełnie nie wiedząc, jak powinienem zareagować. Chociaż nie wiedziałem czemu, obecność tego chłopaka sprawiała, że zapominałem języka w buzi. Było w nim coś, co mnie onieśmielało.
- Hyung – zawył Hyunhee. – Idziemy pograć? – zapytał z uśmiechem. Przytaknąłem mu ruchem głowy, po czym ponownie zerknąłem w stronę nieznajomego.
- W takim razie – zacząłem, ale nie dane mi było skończyć. Zza drzwi wyskoczył Baekhyun, krzycząc jak małe dziecko. Szybko do nas podbiegł, po czym zasłonił się moim ciałem. Zupełnie nie wiedziałem, o co chodzi. – Baek? – zapytałem zdezorientowany.
- Lay, ratuj mnie, on ma broń! – wrzasnął mi do ucha, zupełnie nie zauważając mężczyzny koło nas. – To jest wojna! Jak przegram, to moje plemię będzie zmuszone oddać swoje ziemie – powiedział całkiem poważnie, na co westchnąłem w duchu. Ukradkiem zerknąłem na nieznajomego, a gdy dostrzegłem jego zagubienie, palnąłem się mentalnie w głowę.
- O czym ty mówisz?
Bardzo szybko uzyskałem odpowiedź na moje pytanie, bo parę chwil później zza drzwi wyleciał Kai z pistoletem na wodę. Rozglądał się, jakby naprawdę był na wojnie, a gdy dostrzegł Bacona za moimi plecami, uśmiechnął się zadowolony, po czym zaczął iść w naszym kierunku.
- Zginiesz, zdrajco! – zwrócił się w stronę Baeka, na co ten zapiszczał jak dziewczyna. A nieznajomy nadal stał naprzeciwko mnie, przyglądając się tej całej szopce.
- Chłopaki –mruknąłem pod nosem, zastanawiając się, za jakie grzechy mam takich znajomych.
- Nie broń go. Jest zdrajcą i zginie – zaśmiał się Kai w ten swój charakterystyczny sposób, a ja, chociaż byłem uosobieniem spokoju, miałem ochotę go rozszarpać. Nigdy nie zrozumiem, jak DO z nim wytrzymywał.
Kiedy szatyn podszedł bliżej nas, całą sytuację uratował Hyunhee. Położył piłkę na ziemię, po czym podbiegł do Jongina i zabrał mu zabawkę.
- Hyung, to moje! – krzyknął, celując w niego. Dopiero wtedy zachciało mi się śmiać, gdy mały pokonał go własną bronią. Trafił swój na swego.
Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że całej sytuacji przygląda się nieznajomy mężczyzna. Szybko odwróciłem się w jego kierunku, po czym uśmiechnąłem się przepraszająco. A Kai z Hyunhee toczyli zawziętą walkę, zupełnie nie wiadomo o co.
- Przepraszam, chyba lepiej, jeśli zgarnę swoje przedszkole – powiedziałem, na co chłopak lekko się zaśmiał.
- Nie ma sprawy, ja też wrócę do swojego – odparł.
Kiedy Baekhyun spostrzegł nieznajomego, a dzieciaki (czytaj Kai i Hyunhee) pobiegli w stronę domku, brunet szybko do niego podszedł. Wiedziałem, że nie zwiastuje to nic dobrego.
- Na wakacjach? – zapytał, uśmiechając się w ten swój charakterystyczny sposób. Mężczyzna przytaknął ruchem głowy. – Byun Baekhyun – przedstawił się, wyciągając dłoń.
- Wu Yi Fan, ale wolę Kris – powiedział, odwzajemniając uśmiech. Dopiero po chwili zauważyłem, że zerknął w moim kierunku, więc nie mogłem zrobić nic, jak tylko do nich podejść.
- Zhang Yi Xing – odparłem, uśmiechając się lekko. – Ale wolę Lay – dodałem, naśladując sposób, w jaki się przedstawił.
- Dopiero przyjechaliście? – zapytał Baek, rozglądając się. Kris przytaknął. – Zupełnie tak jak my. Hm… No cóż, podejrzewam, że jeszcze się spotkamy – dodał, uśmiechając się.
- Też tak myślę – mruknął pod nosem wyższy, na co tylko przytaknąłem.
Kiedy zdałem sobie sprawę, że DO z Luhanem wyszli do sklepu, a Kai został sam na sam w domku z Hyunhee, wystraszyłem się nie na żarty. Podskoczyłem jak oparzony, po czym przepraszająco zwróciłem się do Krisa.
- Przepraszam, ale będę musiał już iść. Ta dwójka jest zbyt niebezpieczna, by zostawiać ich samych – powiedziałem bardziej kierując to w stronę Baekhyuna.
Odszedłem od nich, ale czułem, że Kris odprowadza mnie wzrokiem. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Był naprawdę przystojny, co tylko podwyższało mi samoocenę. Skarciłem siebie w myślach. O czym ja w ogóle myślałem? Tym razem zacząłem zachowywać się jak Kai, co jeszcze bardziej mnie przerażało.
Wieczorem, gdy wszyscy byliśmy już w domku, nie wiedziałem, jakiej wymówki użyć, by nie spać w jednym pokoju z Luhanem. Widziałem, że było to bardzo tchórzliwe z mojej strony, jednak pomimo tego, że nigdy się nie pokłóciliśmy, czułem się niezręcznie w jego towarzystwie. Ale nigdy nie miałem do niego żalu.
Kiedy Hyunhee powiedział, że chce być ze mną w pokoju, nie było innej możliwości, jak tylko to, że będziemy w trójkę. Ja, Hyunhee i Luhan. Nie cieszyłem się na to zbytnio, ale dopóki malec był z nami, byłem spokojny. Dopiero gdy zasnął, wyczerpany całodzienną zabawą z Kaiem i Baekhyunem, zaczynałem się zastanawiać, czy nie udawać, że śpię. Niestety, Luhan nie był aż tak naiwny.
- Mały śpi? – zapytał, starając się nawiązać kontakt. Podniosłem się do pozycji siedzącej, po czym przytaknąłem ruchem głowy. Chwilę późnij oparłem się o zimną ścianę i zacząłem przyglądać się sylwetce przyjaciela.
- Hej, Lu – zacząłem po chwili. Blondyn zerknął w moim kierunku, wlepiając we mnie swoje brązowe oczy. – Udawajmy, że tego nie było, dobra? – zapytałem.
Przytaknął głową, po czym lekko się uśmiechnął.
Poczułem ulgę. Miałem wrażenie, że wszystko zaczyna się układać, co napawało mnie niewytłumaczalną radością. Sam fakt, że Luhan bez pytań przystał na moją propozycje sprawiał, że miałem nadzieję na odzyskanie przyjaciela.
Opowiadanie zapowiada się świetnie, wiesz? :D
OdpowiedzUsuńTa atmosfera jest taka kochana, fluffowa, a obecność małego chłopca bardzo mi się podoba. Cóż, nie chcę streszczać całego prologu, więc powiem tylko, że podczas czytania nie było rzeczy, która bym mi się nie spodobała :3
Ładnie piszesz, Twoje pomysły są wyjątkowe. Oby tak dalej.
Życzę Ci zapału i czasu do pisania oraz mnóstwa czytelników. Hwaiting! :D
Już nie mogę sie doczekać♥ Co bd dalej ciekawe jak to się potoczy:) Powodzenia i Weny:D
OdpowiedzUsuńOjejku, wreszcie jakaś przyjemna, leciutka, rozdziałowa obyczajówka. Czasami potrzebne jest poczytanie czegoś kochanego i fluffowego, a to zapewne takie będzie ^^
OdpowiedzUsuńZachowanie tych wszystkich "dzieciaczków" jest doprawdy urocze i aż ma się ochotę dalej czytać. Tylko, gdy weszłam w spis treści, to coś mi to uniemożliwiło. A mianowicie brak następnej części!
Dlatego życzę Ci dużo weny i żebyś dalej pisała, bo coraz bardziej zaczynam się w Tobie zakochiwać.
... ok, chcę już całość ;;;;;;;;;;;;;;;;
OdpowiedzUsuń