Prolog

 Witajcie, kochani. Stwierdziłam, że pomimo iż przenoszę się na Wattpada, to w sumie dalej mogę publikować tutaj opowiadania. Podejrzewam, że nie każdemu wattpadowska forma odpowiada (tak jak mi na początku), dlatego dla tych, co preferują blogspot, prolog 7 summer days. A już jutro - dum dum dum dum - rozdział pierwszy, na który serdecznie zapraszam!


    - Ale dlaczego nie?
     Pytanie zawisło w powietrzu.
     Chanyeol westchnął przeciągle, po czym zaczął wpatrywać się w swoich przyjaciół. Szara smuga papierosowego dymu coraz bardziej go irytowała, ale wolał nie robić Krisowi uwag na ten temat. Nie chciał pogarszać swojej sytuacji. Doskonale rozumiał, dlaczego chłopaki nie chcą się zgodzić na jego pomysł, ale cały czas miał wrażenie, że wyolbrzymiają. Przecież jego plan był idealny: wyjechać, zapomnieć o codziennym życiu i chociaż raz stwarzać pozory, że jest się normalnym człowiekiem pracującym. Dobra, może niekoniecznie mu o to chodziło, niemniej jednak wciąż miał w głowie, że jego plan był po prostu idealny i chłopaki muszą się zgodzić. Innego wyjścia nie widział.
     - Nie mam ochoty tam jechać - odpowiedział po dłuższej przerwie Sehun. Spojrzał znudzonym wzrokiem na Chanyeola, po czym upił spory łyk whisky.
     - Daj spokój - mruknął Chan. - Przecież to doskonała okazja, żeby odpocząć. Tylko sobie wyobraź - podszedł do niego bliżej i zaczął machać ręką przed jego oczami, próbując nakreślić krajobraz - szumiące morze, piaszczysta plaża, różnego rodzaju drinki - Rozmarzył się. - Nie przekonują cię te wszystkie imprezy, które tam się odbywają?
     - Nie jestem tobą, by szaleć za takimi rzeczami - odparł sucho Sehun, dolewając sobie trunku.
     - Dobra, skoro tak pogrywasz. - Chanyeol przygryzł dolną wargę. - A jak kupię Ci roczny zapas tej przeklętej whisky, zgodzisz się?
     - Nie - odparł bez emocji chłopak, nawet nie zerkając w stronę przyjaciela.
        Chanyeol westchnął głęboko, po czym wrócił na swoje wcześniejsze miejsce. Ciężko opadł na fotel i zaczął tępo wpatrywać się w ścianę. Miał dosyć. Dosyć swoich przyjaciół, których traktował niemalże jak rodzinę. Był skłonny zrobić wszystko, nawet stanąć na głowie, byleby tylko zgodzili się na jego pomysł. Ale oni mieli to w głębokim poważaniu. Zero reakcji. Nic. Jak grochem o ścianę. Chanyeol coraz poważniej zaczął rozpatrywać pomysł zadźgania ich plastikową łyżeczką. W tamtym momencie było to dla niego jedyne wyjście z sytuacji.
     - Kris, cholera jasna, może ty byś coś powiedział, co? - Wybuchnął w pewnym momencie.
     - Dlaczego miałbym? - zapytał, zaciągając się papierosem.
     - Bo... - zaczął. - Dobra, nie ważne. - Zakończył, wiedząc, że Kris i tak mu nie pomoże. - Sehun-ah - zaskomlał w pewnym momencie. - Czemu tak bardzo nie chcesz tam jechać?
     - Bo nie mam ochoty? - zapytał z ironicznym uśmiechem.
     - Czy może być coś lepszego? Ale tak na poważnie, przemyśl to chwilę. Taka okazja może się już nigdy więcej nie nadarzyć - powiedział gwałtownie wstając i zabierając szklankę z przeklętą whisky. Wypił całą zawartość na raz, po czym odłożył ją na stół.
     - Chanyeol, nie. Po prostu nie. Nie będę ci tego powtarzał w nieskończoność - powiedział na wydechu. Ponownie dolał trunku do szklanki, przelotnie zerkając na bruneta.
     - Ja rozumiem, że masz teraz gorszy okres - zaczął Chan - ale złamane serce można wyleczyć nową miłością, a jestem niemalże pewien...
     - Skończ! - warknął Sehun, przerywając mu wypowiedź.
     - To się zgódź.
     Widząc rozwój sytuacji, Kris zgasił papierosa w popielniczce i przyjrzał się swoim znajomym z politowaniem. Widział, jak bardzo Chanyeolowi zależy na tym wyjeździe, ale nie dało się nie zauważyć tego, jak bardzo Sehun miał to w dupie. Cała ta sytuacja przyprawiała go o ból głowy, szczególnie, że dotyczyła również jego.
     - Czemu natomiast ty tak bardzo chcesz tam jechać? - zapytał Chanyeola, przelotnie zerkając na drugiego.
     - A czemu nie? - zapytał z szerokim uśmiechem. - Czy chociaż raz nie moglibyście wziąć ze mnie przykładu i zareagować bardziej entuzjastycznie?
     Kris wymierzył sobie mentalnego policzka za zadawanie głupich pytań. Czego się spodziewał? Że Chanyeol da mu jakiś argument, który przekona Sehuna (i jego przy okazji)?
     - Co takiego fajnego widzisz w obleśnym domku w samym środku lasu? Bez kelnerów, sprzątaczek, wi-fi, za to z ogromna ilością owadów, które tylko czyhają na to, by zjeść cię żywcem? - zapytał, dziwiąc się na swoje słowa. To nie tak, że nie chciał tam jechać. Wiedział, że czasami - niektóre - pomysły Chanyeola są warte uwagi. Bardziej przeszkadzała mu myśl, że musiałby spędzić równy tydzień, w jednym pomieszczeniu, z Sehunem. I fakt, owady też nie działały na korzyść wyjazdu.
     - Kris, od kiedy jesteś takim rozpieszczonym bachorem? - wysyczał przez zęby Chan, dosadnie dając do zrozumienia chłopakowi, że nie takiego wsparcia od niego oczekiwał. Był już na tyle zirytowany, że zaczął rozglądać się za jakąś plastikową łyżeczką... - Sehun-ah, zgódź się - zaczął znowu, patrząc na chłopaka błagalnym wzrokiem.
     - Nie mogę.
     - Niby dlaczego? - Zdziwił się. Zdezorientowany spojrzał na Krisa, na co ten tylko wzruszył ramionami.
     - Niedługo odbędzie się rekrutacja w mojej firmie i muszę się tym zająć - odpowiedział na jednym tchu, nawet nie zerkając w stronę przyjaciół.
     - Przestań chrzanić - mruknął Chanyeol. - Nabór masz dopiero za miesiąc, o czym doskonale wiem, bo z tobą współpracuję. I nie przesadzaj z tym swoim zamiłowaniem do pracy, bo ci jeszcze uwierzę.
     W pomieszczeniu zapanowała cisza. Kris odpalił kolejnego papierosa i tylko dźwięk odpalanej zapalniczki zakłócił spokój. Chanyeol natomiast zaczął kręcić się na fotelu, szukając w głowie jakiegoś rozwiązania. Wiedział, że plan z plastikową łyżeczką musiał odłożyć na inną okazję, ponieważ nigdzie żadnej nie mógł znaleźć. Z drugiej zaś strony, zaczynał wątpić, czy nawet to jest w stanie coś zmienić.
     - Serio, jestem nawet skłonny wam to opłacić. Tylko się zgódźcie - powiedział, chwilę później zdając sobie sprawę, jak żałośnie to zabrzmiało. Co jak co, ale pieniądze nie grały w ich przypadku żadnej roli.
     - Na pewno twoja firma zbankrutuje z tego powodu - zaśmiał się Kris.
     Sehun uśmiechnął się ironicznie, po czym znowu dolał przeklętej whisky, na którą Park nie mógł już patrzeć. Miał straszną ochotę wyrzucić to cholerstwo przez okno. Albo - dla odmiany - rozbić ją na głowie Sehuna, by ten w końcu się opamiętał. Rozpieszczony bachor - pomyślał. Tak, kochał go jak brata, ale miał już dosyć tej jego materialistycznej natury i ciągłej pogoni za pieniędzmi. Za pieniędzy, których mieli tyle, że nawet ich dzieci - o ile kiedyś się ich doczekają - nie będą musiały martwić się o swoją przyszłość. Był załamany, jak strasznie stan konta potrafi zmienić człowieka.
     - Dobra, nie ważne. - Chanyeol wstał z fotela i zaczął przyglądać się swoim znajomym. - Czy się zgadzacie, czy nie, jedziecie tam ze mną. Już wszystko załatwiłem, a kto jak kto, ale wy mi planów nie zepsujecie - powiedział, jeszcze bardziej lustrując ich wzrokiem. - A już na pewno nie teraz. Wyjeżdżamy za dwa dni - dodał na wydechu, niecierpliwie czekając na jakąkolwiek reakcję. Ku jego zdziwieniu, obaj uważnie słuchali, co ten ma im do powiedzenia.
     - Nie przesadzasz trochę? - zapytał w pewnym momencie Sehun.
     Chanyeol zerknął na niego z mordem w oczach, po czym wykorzystując ostatnie pokłady swojej cierpliwości, dodał: - Nie. Wy za to robicie cholerną aferę o jeden wyjazd. Czy chociaż raz moglibyście spojrzeć na świat trochę inaczej, a nie przez pryzmat waszych jebanych zer na koncie? - zadał pytanie, na które nikt nie odpowiedział. - Jedziemy i koniec - dodał. - A ty Kris, jeśli tak bardzo boisz się malutkich owadów, to wykup sobie całą firmę, która zajmuje się produkcją sprayów przeciwko nim. Droga wolna - warknął. Przelotnie spojrzał jeszcze na zgromadzonych, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.
     Kris i Sehun siedzieli w milczeniu, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co przed chwilą się wydarzyło. Wiedzieli, że jeśli Chanyeol stracił nad sobą panowanie, to nie będą mieli innego wyboru, jak tylko zgodzić się na jego propozycję. Taki już był - gdy raz sobie coś ubzdurał za bardzo, to ostatecznie wszystko musiało być zrealizowane po jego myśli.
     - Czyli wycieczka nad morze? - przerwał ciszę Kris. Niepewnie spojrzał na blondyna, na co ten tylko prychnął.
     - Nie myśl, że mam zamiar z tobą rozmawiać - odpowiedział, chwilę później wychodząc z pokoju. Jednym ruchem zgarnął szklankę i butelkę z pozostałością whisky, po czym - tak samo jak Chanyeol - trzasnął drzwiami, jednak o wiele mocniej.
     Kris skrzywił się na zachowanie Sehuna. Rozmasował skronie, westchnął i wyciągnął z paczki kolejnego papierosa, którego chwilę później odpalił. Położył nogi na stół i zaczął się zastanawiać nad całą tą szopką, która przed chwilą się wydarzyła. Super, nie mogło być lepiej - pomyślał - wiecznie entuzjastyczny Chanyeol, obrażony na świat Sehun i ja. W jednym miejscu. Przez tydzień. Zajebiście.
    

~*~


     Siedział przy ladzie, przeglądając kolorowe czasopisma o modzie. Udawał, że interesuje go już któryś z rzędu artykuł, jednak w rzeczywistości literki rozmazywały mu się przed oczami, tworząc wielką, czarną plamę. DO nienawidził takich gazet, jednak czasami po nie sięgał. Z nudów. W środowe południe, kiedy wszyscy zajęci byli pracą, nikt nie przychodził na kawę, przez co szatyn miał aż nazbyt dużą ilość wolnego czasu. Z jednej strony bardzo go to irytowało, z drugiej zaś, nie chciał prosić Kaia, by ten go odwiedził, ponieważ wiedział, jak może się to skończyć. Nie żeby narzekał, ale twierdził, że niektórych rzeczy w pracy robić nie wypada.
     Jego rozmyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Szybko podniósł się do pozycji stojącej, by z firmowym uśmiechem przywitać gościa. Dopiero gdy zauważył znajomą sylwetkę, na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.
     - Hyung - zawołał - zabłądziłeś po drodze do pracy? - zapytał, mrużąc oczy.
     Suho wywrócił oczami na jego uwagę, po czym przystanął przy ladzie, dokładnie lustrując sylwetkę kuzyna.
     - Bardzo śmieszne, DO - powiedział, kręcąc głową.
     - Przepraszam, nie sądziłam, że za mojego życia nadejdzie taki moment, w którym polubisz kawę - odparł brunet, podchodząc. - Co podać? - zapytał, opierając się o blat.
     - W sumie masz rację - przytaknął Suho. - Nie jestem tutaj bez przyczyny i na pewno nie jest to południowa kawa. - Uśmiechnął się.
     DO spojrzał na szatyna podejrzliwie, po czym rozejrzał się po kawiarni. Sala była prawie pusta, dzięki czemu bez zbędnych wyrzutów sumienia wskazał Suho stolik, do którego razem się skierowali.
     - Zamieniam się w słuch - powiedział, zajmując miejsce naprzeciwko kuzyna.
     - Co robisz za dwa dni? - zapytał Suho, ze zniecierpliwieniem oczekując odpowiedzi.
     DO spojrzał na niego podejrzliwie, zastanawiając się, dlaczego brunet zaczął interesować się jego grafikiem.
     - Prawdopodobnie pracuję - odparł spokojnie.
     - A co z jakimś urlopem? - zadał kolejne pytanie Suho.
     Pytanie zbiło go z tropu. Owszem, byli rodziną, ale od dawien dawna niczego razem nie planowali, tym bardziej nie przeprowadzali wywiadu ze sobą na temat dni wolnych. Sam fakt przybycia Suho do kawiarni wydał się DO zbyt podejrzany. Wiedział, że żadna błaha rzecz nie sprowadziłaby go do miejsca, w którym zapach kawy roznosi się cały czas. Suho nienawidził tego napoju i prawie każdy zdawał sobie z tego sprawę. Tak samo oczywisty dla DO był fakt, że chłopak nie przejdzie do sedna, zanim nie zada mu kolejnych stu dziwnych pytań. Może podczas normalnej rozmowy by mu na to pozwolił, ale był w pracy. Nie mógł poświęcić mu zbyt wiele czasu, nawet pomimo tego, że niemiłosiernie się nudził.
     - Dobra, Suho. Mów wprost. O co chodzi? - Założył ręce na klatkę piersiową.
     Brunet westchnął przeciągle, po czym głośno przełknął ślinę.
     - Mam sprawę. A konkretniej, chciałbym zaproponować ci pewien układ - powiedział, uśmiechając się od ucha do ucha.
     - Więc mów, póki mam czas - odparł, odwzajemniając uśmiech.
     - Chodzi o wyjazd - powiedział szeptem, jakby chciał przekazać jakąś tajemnicę. - Miałem wyjechać nad morze i przy okazji zabrać Hyunhee - zawahał się.
     - Ale? - ponaglił go Kyungsoo.
     - Ale okazało się, że nie mogę jechać, a wszystko mam już załatwione. I młody się strasznie nakręcił, aż boję się powiedzieć mu prosto w oczy, że jednak z wakacji nici - powiedział na jednym tchu.
     Soo starał się przetworzyć informację, jednak przez sposób w jaki powiedział to Suho, nie do końca wszystko zrozumiał. Wiedział tylko i wyłącznie to, że chodzi o wyjazd nad morze. Nie rozumiał jednak, jaką odgrywał w tym rolę. Już miał zamiar o to zapytać, gdy nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Nie myśląc długo, wstał, znowu przybierając swój firmowy uśmiech, by przywitać gościa. Chwilę później zaczął rozglądać się za przybyszem, jednak nigdzie nie mógł go znaleźć. Zaczął się zastanawiać, czy czasem się nie przesłyszał, jednak w momencie, gdy poczuł czyjeś ręce, zręcznie oplatające się wokół jego tali, westchnął przeciągle i wywrócił oczami.
     - Kai - mruknął pod nosem.
     - No cześć, kochanie - odpowiedział, dając mu lekkiego buziaka w policzek. - O, Suho! Dawno cię nie widziałem - zwrócił się do bruneta.
     DO ponownie wywrócił oczami. Nienawidził, kiedy Kai rozmawiał ze starszymi od siebie, jakby byli to jego dobrzy znajomi. I nawet jeśli powtarzał mu za każdym razem, że kultura czegoś wymaga, ten tylko uśmiechał się w ten swój sposób.
     - Zwroty grzecznościowe, Kai. Mówi ci to coś? - zapytał głosem pełnym irytacji.
     - Cześć, Jongin - przerwał mu Suho. - Daj spokój, Soo. Znamy się już wystarczająco długo, więc naprawdę nie musisz upominać go za każdym razem - dodał.
     - Dobra, nie ważne - stwierdził Kyungsoo, znowu wywracając oczami. Nie chciał po raz enty rozwodzić się na ten temat, ponieważ z góry wiedział, że jest na straconej pozycji. - Więc, hyung, powiesz mi w końcu o jaką przysługę chcesz mnie prosić? - zapytał, z powrotem zajmując swoje miejsce. Lekko odepchnął Kaia od siebie, każąc mu zająć miejsce obok, na co ten spojrzał na niego podejrzliwie.
     - Jaka przysługa? - zapytał Jongin, siadając przy stole.
     - Kai - mruknął DO, uraczając go karcącym spojrzeniem.
     - Spokojnie - przerwał Suho. - Prawdę powiedziawszy, moja przysługa nie dotyczy tylko ciebie - zwrócił się do Kyungsoo, na co ten wytrzeszczył swoje oczy. - Chodzi mi o to, że Hyunhee za bardzo nakręcił się na ten wyjazd, a ja nie mam serca powiedzieć mu, że jednak nie jedziemy - zamilkł na chwilę, układając w głowie to, co chce powiedzieć. - Dostajesz ode mnie darmowe wakacje nad morzem - zrobił długą przerwę, obserwując swoich rozmówców - wyjazd jest opłacony na tydzień - powiedział, niepewnie oczekując reakcji DO i Kaia, na co ten drugi w sekundę się rozpromienił. - Ale...
     - Ale co? - zniecierpliwił się Kai.
     - Domek jest duży, spokojnie zmieści się tam sześć osób - przeciągał Suho.
     - Hyung, powiedz w końcu o co chodzi - powiedział zirytowany już DO, który doskonale zdawał sobie sprawę, co jego kuzyn chce osiągnąć.
     - Chciałbym cię prosić, abyś wziął ze sobą mojego brata - powiedział, uciekając wzrokiem.
     Słysząc słowa bruneta, Kai z DO spojrzeli na siebie, nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Kiedy zdali sobie sprawę, co Suho im właśnie zaproponował, zwrócili swój wzrok na niego niemalże jednocześnie. Opłacone wakacje nad morzem - brzmiało to bardzo kusząco, nawet dla DO. Niemniej, doskonale zdawał sobie sprawę, że będzie miał pod opieką siedmioletniego chłopca, za którego będzie musiał być odpowiedzialny. Wiązało się to z wieloma problemami już na samym wstępie. Biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że wtedy również pojechałby z nimi Kai (co również było rzeczą oczywistą), DO stwierdził, że dwójka dzieci może być ponad jego siły. Muszę mu odmówić - pomyślał, jednak zanim zdążył to zrobić, Kai postanowił zupełnie co innego.
     - Zgadzamy się - powiedział, uśmiechając się. - Spakuj tylko młodego, powiedz mu, że z nami jedzie i wszystko załatwione - dodał, nawet nie zerkając na swojego chłopaka, który w tamtym momencie miał ochotę go rozszarpać.
     - Kai, chwila - otrząsnął się Kyungsoo. - Dlaczego decydujesz za mnie? - Spojrzał na niego zdenerwowany. - Nie wiem, czy będę w stanie poradzić sobie...
     - Daj spokój - przerwał mu Kai. - Hyunhee to tylko siedmioletni chłopiec, co takiego może ci zrobić? Nie raz się nim opiekowaliśmy i jakoś obie strony wyszły z tego cało - powiedział, znowu się uśmiechając. DO tylko przygryzł wargę, mając na końcu języka parę uwag, odnośnie tego "opiekowania się młodym".
     - Oczywiście, możecie to przemyśleć - wtrącił się Suho. - Wyjazd jest dopiero za dwa dni.
     - Nie ma o czym dyskutować - powiedział pewnym tonem głosu Kai. - Zgadzamy się. - odparł, uraczając swojego chłopaka przelotnym spojrzeniem. - DO też się zgadza, jednak jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy - dodał po chwili. Uśmiech nie schodził mu z ust, nawet pomimo tego, że Kyungsoo niemalże zabijał go spojrzeniem.
     - W porządku - odparł zadowolony Suho. - W takim razie jeszcze dzisiaj wieczorem wyślę ci wszystkie informacje - zwrócił się do DO. Powoli wstał od stolika i zaczął oddalać się w stronę drzwi, gdy nagle się odwrócił i dodał: - A, i tak jak mówiłem. Domek jest dość duży, więc spokojnie możecie kogoś ze sobą wziąć.
     DO wlepiał swój wzrok w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą siedział jego kuzyn. W jego głowie zaczęła się istna burza. Zaczął zastanawiać się nad wszystkim: nad urlopem, nad tym, co ze sobą powinien wziąć, jak dużo czasu zejdzie mu na pakowaniu rzeczy... Już prawie ułożył całą listę zakupów, które będą musieli kupić po drodze. Jedyny problem, jaki nie dawał mu spokoju, to sprawa wolnych miejsc. Kogo ze sobą wziąć? Pewnie myślałby o tym dłużej, gdyby nie Jongin, który bez pytania wyciągnął jego telefon i zaczął czegoś w nim szukać?
     - Co ty robisz? - zapytał, nie widząc potrzeby by do niego podchodzić. I tak nie odzyskał by telefonu, więc wolał siedzieć na miejscu, póki miał taką okazję.
     - Dzwonię do Baekhyuna - odparł, nie uraczając bruneta nawet przelotnym spojrzeniem.
     - Po co? - zapytał Kyungsoo, powoli się irytując.
     - Żeby z nami jechał - powiedział, chwilę później oddalając się, by porozmawiać z brunetem.
     Kyungsoo westchnął przeciągle, po czym zaczął się rozglądać po kawiarni. Nie pozostawało mu nic innego, jak tylko czekać na Kaia. Owszem, był zdenerwowany. Irytowało go, że Kai chciał o wszystkim decydować, a co gorsza, nawet nie pytał go o zdanie. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że nawet jeśli Kyungsoo chciałby się na niego obrazić, to nie potrafił. Wystarczył jeden uśmiech Kaia, a ten nagle zapominał, o co dokładnie się gniewał.
     - Wszystko załatwione - powiedział Kai, wyrywając DO z transu. - Jedziemy w szóstkę - dodał, siadając koło bruneta. Ten spojrzał na niego zdezorientowany, zastanawiając się, jakie pytanie powinien zadać
     - Jak to w szóstkę? - zapytał po dłuższej przerwie.
     - Matematyka, złotko - zaśmiał się Kai, jak gdyby był geniuszem w tej dziedzinie. - Ja, ty, młody, Baekhyun, Luhan i Lay. Patrz - zaczął machać palcami przed oczami DO - mamy sześć - powiedział uradowany niczym dziecko.
     - Luhan i Lay - powiedział DO, ostrożnie wypowiadając imiona przyjaciół. - Czy ty wiesz, co robisz? - zapytał ironicznie, odchodząc w stronę lady.
     Kai westchnął zrezygnowany, po czym ruszył w ślad za Kyungsoo. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w większości zachowuje się jak pięcioletni dzieciak, ale miał nadzieję, że chociaż jego chłopak wierzy w to, że - tak - czasami zdarza mu się myśleć.
     Złapał lekko DO za nadgarstek, po czym odwrócił go twarzą do siebie. Uśmiechnął się nieznacznie, widząc jak blisko siebie się znaleźli. Uwielbiał inicjować takie sytuacje. Szczególnie dlatego, że DO bardzo zabawnie się na niego denerwował. 
     - Tak - przeciągnął - wyobraź sobie, że to przemyślałem - powiedział, wędrując dłońmi na biodra niższego. Lekko wzmocnił uścisk, po czym przyciągnął go do siebie. - Mógłbyś bardziej wierzyć w swojego chłopaka - dodał, lekko muskając ustami szyję DO.
     Kyungsoo miał ochotę na dwie rzeczy, które całkowicie się wykluczały. Pierwsza: pozwolić Jonginowi dokończyć robienie tego, co zaczął. I druga opcja: walnąć go w głowę i wrócić do pracy. Stwierdził, że na pierwszą jeszcze przyjdzie pora, dlatego chwilę później uśmiechał się usatysfakcjonowany, widząc Kaia, który rozmasowywał miejsce, w które przed chwilą dostał.
     - Mówiłem ci już coś na temat t e g o  w pracy - powiedział poważnym tonem głosu. - Sam się o to prosiłeś. A jeśli chodzi o Luhana i Laya - zawahał się przez chwilę - to mam nadzieję, że twój plan się sprawdzi. Nie chcę mieć trójki dzieci na głowie i skłóconych przyjaciół przy okazji. 
     - Jeszcze mi podziękujesz - odparł Kai, uśmiechając się zadziornie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz