Witajcie, kochani! Tak jak obiecałam (tak, pierwszy raz udało mi się dotrzymać obietnicy), przed Wami pierwszy rozdział! Tak, ja wiem, że na razie przynudzam, ale obiecuję, że już niedługo akcja się rozkręci. Na rozdział drugi zapraszam w piątek (w porywach do soboty). A w nim: Baekyeol i rady Kaia na podryw;_; w sumie to będzie bardzo długi rozdział~~ Miłego czytania!
Piąta nad ranem nigdy nie była ulubioną porą Krisa do wstawania. Ale to
nie to było najgorsze. Nawet auto, którym jechali wydawało mu się
wyjątkowo znośnie w porównaniu z tym, co zastali, gdy dojechali do celu.
- Co za masakra - wysyczał Sehun, przyglądając się miejscu, w którym
przyszło mu spędzić cały tydzień. - Jakim cudem jeszcze tego nie
zamknęli?
Chanyeol słysząc uwagę swojego przyjaciela, tylko pokiwał głową ze
zrezygnowaniem. Był zbyt podekscytowany, by zawracać sobie głowę
humorkami Oha. Pomimo tego, czuł pewnego rodzaju satysfakcję, bo dopiął
swego. Przyjechali tutaj razem z nim i nawet obeszło się bez użycia jego
ukochanej, plastikowej łyżeczki.
- Chanyeol, powiedz mi - zaczął Kris. - Czy to w ogóle ma jakieś
gwiazdki? - zapytał. Zrobił parę kroków, by obejrzeć drewniany domek.
Przystanął, po czym wyciągnął papierosa i odpalił go jednym ruchem.
Zaciągnął się i nie usłyszawszy odpowiedzi przyjaciela, odwrócił się w
jego kierunku. - Albo inaczej, czy oni tutaj wiedzą w ogóle co to są
gwiazdki?
- Wydaje mi się, że wy dwaj tutaj wystarczacie. Więcej gwiazd -
zaakcentował - nie potrzebują. - Chanyeol uśmiechnął się z satysfakcją,
po czym nie czekając na resztę, wyciągnął swoje rzeczy z bagażnika i
niczym uradowany sześciolatek, który dostaje swoją watę cukrową, ruszył w
kierunku domku. Zatrzymał się w drzwiach, by jeszcze raz zerknąć na
swoich przyjaciół. - Idziecie?
- Pf - prychnął Sehun. - Chyba sobie ze mnie żartujesz. Wracam do domu
jak najszybciej. I to samolotem - podkreślił ostatnie słowo, nie
ukrywając swojego zniesmaczenia.
- Już nie przesadzaj, księżniczko - żachnął się Chan. - Nie było tak źle.
- Będziesz mi za leczenie płacił, Yeol - powiedział całkiem poważnie
Sehun. - Dlaczego nie mogliśmy jechać n o r m a l n y m autem? -
zapytał.
Kris westchnął, zdając sobie sprawę, że nawet nie zaczęli, a już ma
dosyć marudzenia Sehuna. Jemu także nie podobała się wizja spędzenia w
tym miejscu tygodnia, ale wiedział, że narzekaniem na wszystko niczego
nie zmieni. Zirytowany, niedbale zgasił papierosa, po czym wrzucił go do
jakiejś doniczki. Spojrzał na blondyna z jeszcze większą irytacją, by
po chwili się do niego zwrócić: - Ponieważ według twojej definicji,
normalne auto to coś, co jest warte ponad czterysta tysięcy dolarów.
Naprawdę nie wiem, jaki widzisz sens w braniu Lamborghini do lasu, w
którym twoje kochane autko mogłoby zostać uszkodzone.
- Albo obsrane
przez ptaki - dodał Chanyeol, robiąc poważną minę. W środku aż składał
się ze śmiechu na swoją uwagę, a wyraz twarzy Sehuna nie pomagała mu w
utrzymywaniu powagi.
Blondyn głośno prychnął, wyminął przyjaciół i nie mówiąc ani słowa
wszedł do domku. Nie widział sensu w dalszej dyskusji, nie mówiąc już o
tym, że był wystarczająco zmęczony podróżą, by znowu się z nimi kłócić.
Jedyne, co zrobił, to trzasnął drzwiami, sygnalizując im, jak bardzo mu
się tu nie podoba i jak bardzo ma ochotę się stąd wynieść. Sehun
wiedział, że nic to nie da, ale dla zasady musiał wyżyć się na tych
cholernych, drewnianych drzwiach.
- Gdyby to naprawdę było możliwe, to teraz zacząłbym podejrzewać
Sehuna o zajście w ciążę - podsumował Chanyeol, wzdychając głęboko.
Spojrzał ukradkiem na Krisa, po czy wolno do niego podszedł. - Ma gorsze
wahanie nastrojów, niż za czasów liceum.
Kris nie odezwał się ani słowem. Wyciągając kolejnego papierosa,
zaczął wracać myślami do czasów licealnych, by po chwili rzeczywiście
przyznać rację Chanyeolowi. Sehun zachowywał się identycznie, co wcale, a
wcale mu się nie podobało. Nie chciał wracać myślami do najgorszego
okresu w ich przyjaźni, tym bardziej dlatego, że tym razem, to on byłby
powodem złego nastroju Oha. Nerwowym ruchem odpalił papierosa i mocno
się zaciągnął. Przelotnie spojrzał na Chanyeola, po czym widząc jego
wyraz twarzy, stwierdził, że najbezpieczniej będzie zmienić temat.
Szybko przeniósł wzrok na samochód, po czym zwrócił się do bruneta: -
Wypadałoby się rozpakować, nie sądzisz?
Chanyeol od razu rozpromienił się na jego słowa. Wielki, entuzjastyczny
uśmiech pojawił się na jego twarzy, który nie schodził mu z ust nawet
wtedy, kiedy wyciągał ciężkie walizki. Nie, Chanyeol nie potrafił ukryć
tego, jak bardzo mu się tu podobało. I nawet nie miał zamiaru.
~*~
- Mam tę moc, mam tę moc - wydarł się Kai.
- Rozpalę to, co się tli - dokończył Baekhyun.
DO miał dość. Od godziny, odkąd na stacji benzynowej zobaczyli reklamę
nowej, disnejowskiej bajki, po kolei śpiewali wszystkie znane im
piosenki. Począwszy od Hakuna Matata, poprzez Kolorowy Wiatr i zakończywszy na Mam tę moc.
To nie tak, że nie lubił tych piosenek, jego po prostu za bardzo
irytowali fałszujący wniebogłosy dwaj debile, którzy, na domiar złego,
razem siedzieli z przodu.
- Czy moglibyście skończyć tę operę? - zapytał w pewnym momencie.
Chłopcy jednak nie zareagowali na jego słowa, jeszcze głośniej śpiewając
drugą zwrotkę piosenki. - Chłopaki, proszę was - spróbował ponownie,
starając się nie stracić cierpliwości.
- Zamknąć ryje! - wrzasnął Luhan, nerwowo przecierając oczy. Pewnie
gdyby nie fakt, że był cholernie zmęczony i w miarę dobrze mu się spało,
to wcale by mu to nie przeszkadzało. Nawet śpiewał by z nimi, bo sam
znał wszystkie teksty na pamięć. Pech chciał, że teraz miał ochotę, co
najwyżej, wyrzucić ich wszystkich z auta.
- Daj spokój, Lu. Dołącz - zaświergotał Baekhyun, szukając odbicia
kolegi w lusterku. Kiedy go znalazł, mina mu zrzedła, gdy zauważył, jak
bardzo zdenerwowali Luhana. Może i był słodki, uroczy i niewinny, jak to
niektórzy twierdzili, ale kiedy się zdenerwował, był nawet gorszy niż
Kyungsoo. - Dobra, już siedzimy cicho - mruknął, zamykając lusterko.
- Daleko jeszcze? - usłyszeli zaspany głos najmłodszego. Hyunhee
przeciągnął się, ziewając przeciągle. Przetarł oczy, po czym ponownie
położył się na kolanach Yixinga.
- W sumie to za chwilę będziemy - stwierdził Kai, patrząc na GPS.
Po pięciu godzinach wreszcie znaleźli się na miejscu. Wszyscy wysiedli z
auta szczęśliwi, że w końcu, po długiej podróży, mogą rozprostować
kości. Jako pierwszy wyskoczył Hyunhee, który w kółko powtarzając siku, siku, siku, wleciał do domku z prędkością światła. W krok za nim poszedł Kyungsoo, który chciał zobaczyć, jak to wszystko wygląda.
Domek był duży, to wiedział już na wstępie. Duże, drewniane drzwi
wejściowe prowadziły do całkiem pokaźnych rozmiarów salonu połączonego z
kuchnią, gdzie oprócz telewizora, rozkładanej sofy i stolika nie było
nic więcej. Kyung przelotnie rozeznał się w tym, co zawiera kuchnia, po
czym uśmiechnął się pod nosem usatysfakcjonowany, że jednak wziął
patelnię. Kiedy zapoznał się z kuchnią, zaczął zagłębiać się dalej. Ku
jego zdziwieniu, w tym drewnianym domku znajdowały się jeszcze dwa
pokoje, które odgrywały rolę sypialni. Uśmiechnął się na samą myśl, że
nie będą musieli się gnieździć przez cały tydzień w jednym, czy dwóch
pomieszczeniach. Zawsze dawało to pewność, że nawet jeśli wynikną jakieś
kłótnie, to będzie gdzie przed nimi ukryć. Zadowolony, wrócił na dwór,
gdzie reszta już powoli zaczynała wyciągać rzeczy.
- Dwie sypialnie plus sofa w salonie, zbieram rezerwacje - powiedział wyczekująco.
- Salon mój - wrzasnął Baek, nim ktokolwiek zdążył zareagować.
- Tylko bez pornoli po nocach - odezwał się Kai, przy okazji się
uśmiechając. Podszedł bliżej do Baekhyuna i dodał: - Chyba, że ze mną i
Kyungiem w roli głównej.
Baekhyun tylko zaśmiał się pod nosem, po czym zaczął wyciągać resztę
rzeczy, które wciąż znajdowały się w bagażniku. Przeleciał wzrokiem po
niektórych pakunkach i uśmiechnął się zadziornie.
- Kai - zawołał. - Już wiem, jak spędzimy dzisiejsze popołudnie -
powiedział, wskazując na konkretną torbę. Jongin niepewnie do niego
podszedł i od razu się uśmiechnął, gdy dostrzegł, co się w niej
znajdowało.
- To młodego, nie? - zapytał, opierając się o bagażnik.
- Pewnie tak - odparł Baekhyun, podając brunetowi jedną z toreb. - Ale
przecież o niczym wiedzieć nie musi - zaśmiał się, uciszając się w
momencie, gdy sylwetka Hyunhee pojawiła się w zasięgu jego wzroku.
- Hyung - zawołał. - Pobawisz się ze mną? - zwrócił się do Baekhyuna,
spoglądając na niego wyczekująco. Baek przełożył torbę przez ramię i
wolno zaczął iść w kierunku domku. Z reguły nie odmawiał chłopcu, gdy
ten chciał się bawić, ale był tak zmęczony podróżą, że musiał to zrobić
dla własnego dobra.
- Dopiero jak się rozpakuję - powiedział, wiedząc, że młody nie będzie
zadowolony z takiej odpowiedzi. Kiedy zauważył jego smutną minę, szybko
dodał: - Ale możesz poprosić Lu-ge o to, żeby z tobą pograł w piłkę.
Powiedz mu, że my wszystko rozpakujemy.
Hyunhee od razu rozpromieniał, po czym szybko wyciągnął piłkę i pobiegł
do domku, by poprosić Luhana o wspólną zabawę. Baek natomiast zaśmiał
się w duchu, zdając sobie sprawę, że blondyn tym razem na pewno mu coś
zrobi. Wystarczająco sobie nagrabił budząc go śpiewaniem w aucie, a
zrzucając na niego wyspanego Hyunhee z ogromnymi pokładami energii,
wydał na siebie wyrok. Ale w tamtej chwili nie przejmował się tym
zbytnio. Jedyne o czym marzył, to prysznic, jak pewnie większa część
jego przyjaciół.
~*~
Kris niedbale zrzucił torbę na łóżko, które cicho zaskrzypiało pod
jej ciężarem. Rozejrzał się naokoło, po czym stwierdził, że
rzeczywiście, Sehun miał racje. To miejsce było o wiele gorsze, niż
początkowo sobie wyobrażali, ale chcąc nie chcąc, musiał pogodzić się z
faktem, że utknął tu na tydzień. Jedyny plus, jaki w tym wszystkim
widział, to fakt, że dostał osobną sypialnię i nie będzie musiał zbyt
często widywać się z blondynem. O Chanyeola akurat się nie martwił.
Wiedział, że chłopak doskonale odnajdzie się w tej rzeczywistości, bo
zawsze interesowały go rzeczy, których nigdy wcześniej nie doświadczył.
Na swój sposób wydawało mu się to ujmujące i sam przed sobą musiał
przyznać, że trochę zazdrościł Chanyeolowi takiego podejścia.
Kiedy wszedł do salonu, od razu na jego twarzy pojawił się grymas
niezadowolenia. Widząc Sehuna, który siedzi na sofie, zaczął się
zastanawiać, co ten kombinuje. Nie sądził, by młodszy pogodził się z
faktem, że tutaj zostaje, wręcz był pewien, że Oh zapewni im dzisiaj
trochę rozrywki.
- Mógłbyś przynieść swoje rzeczy - powiedział, lustrując postać
przyjaciela. Sehun jednak nie miał zamiaru zareagować. - Nikt za ciebie
ich nie przyniesie, Sehunah - dodał, nie oczekując już żadnej reakcji.
Przysiadł niedaleko niego i tępo zaczął wpatrywać się w poczynania
blondyna.
Sehuna powoli zaczynała irytować obecność Krisa. Wiedział, że ten za
wszelką cenę chciał nawiązać z nim kontakt, ale on za żadne skarby nie
miał zamiaru do tego dopuścić. Wystarczająco już mu powiedział parę
tygodni temu. Miał nadzieję, że to wystarczy, by Kris dał sobie spokój i
po prostu przestał się interesować jego osobą. Ale to by było zbyt
proste. Sehun głośno przełknął ślinę, nerwowo bawiąc się dłońmi. Z
wyczekiwaniem spojrzał na swój telefon, by ze smutkiem stwierdzić, że
jeszcze musi poczekać.
- Dobra, misiaczki. Kto idzie na plażę? - zapytał Chanyeol, który
niespodziewanie pojawił się w drzwiach łazienki przebrany w strój
kąpielowy. Kris wywrócił oczami, widząc, że ten patrzy na niego.
- Zapomnij - powiedział, powoli podnosząc się z sofy. - Mam zamiar
dać sobie dzisiaj na wstrzymanie i odpocząć - dodał, przyglądając się
chłopakowi. - Serio, Yeol. Zapomnij.
Chłopak spojrzał na niego zmęczonym spojrzeniem, po czym przeniósł swój wzrok na Sehuna.
- Wstawaj, Sehunah, idziemy - powiedział, powoli się do niego
zbliżając. Ten tylko uraczył go przeszywającym spojrzeniem. Kris od razu
poczuł, że nie doprowadzi to do niczego dobrego.
- Dobra, pójdę z tobą - powiedział w pewnym momencie Kris, ukradkiem
zerkając na blondyna. Cały czas zastanawiał się, co planuje. - Daj mi
tylko chwilę, żebym mógł rozpakować resztę rzeczy, dobra?
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć - wyszczerzył się Chanyeol, z powrotem zamykając się w łazience.
Kris odwrócił się w kierunku blondyna i zaczął intensywnie się w
niego wpatrywać. Naprawdę rozumiał, że młodszy nie ma ochoty z nim
rozmawiać i nawet już się z tym pogodził. Irytowało go tylko to, że
Sehun swoim zachowaniem najbardziej godzi w Yeola, który w
rzeczywistości nie jest niczemu winny. On po prostu chciał wyjechać nad
morze, zabawić się i nie myśleć o firmie, którą niedawno przejął. W
sumie, Kris doskonale rozumiał go pod tym względem, dlatego chciał, by
Chanyeol chociaż przez moment poczuł się dobrze podczas tego wyjazdu.
- Mógłbyś, z łaski swojej, nie wyżywać się na Chanyeolu? - zapytał Sehuna. Blondyn tylko prychnął na jego słowa.
- Bawisz się w obrońcę Parka? - zapytał, unosząc wzrok. Naprawdę
miał ochotę wyjść z pokoju, ale wiedział, że w momencie, w którym zaczął
rozmowę z Wu, na pewno tego nie zrobi jako pierwszy.
- Ja naprawdę rozumiem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, ale
mógłbyś chociaż udawać, że w jakimś stopniu pomysł Chanyeola przypadł
ci do gustu. Znasz go tak samo długo, jak ja i doskonale zdajesz sobie
sprawę, jak wielkim dzieckiem jest i jak cieszą go takie małe rzeczy -
powiedział Kris, dając upust swoim myślą. Nie sądził, by jego słowa w
jakikolwiek sposób dotarły do blondyna, dlatego kontynuował. - I
przestań się tak zachowywać. Pomysł z wyjazdem może nie był takim zły -
stwierdził, nieświadomie usprawiedliwiając decyzję Parka i po części
swoją.
- W sumie racja - odparł ironicznie Sehun. Wolno podniósł się z
sofy, by zrównać się z Krisem. - Na pewno jego pomysły są o wiele
bardziej przemyślane i mniej destrukcyjne niż twoje, Wu - powiedział,
uśmiechając się ze satysfakcją.
Kris przełknął głośno ślinę, po czym zmierzył blondyna wzrokiem.
- Cóż, pomimo tego, z całej naszej trójki, to wciąż twoje pomysły i
decyzję są najgorsze - powiedział z uśmiechem. Jeszce większy uśmiech
pojawił się na jego ustach, gdy Sehun zamachnął się, by go uderzyć.
Szybko odsunął się od chłopaka, złapał go za nadgarstek, by następnie
wykręcić mu lekko rękę. - Uważaj z kim zaczynasz, Oh - powiedział,
chwilę później poluźniając uścisk.
- To ty zacząłeś pierwszy, Wu - wysyczał Sehun, rozmasowując nadgarstek.
Kris nie chciał dalej tego ciągnąć, dlatego stwierdził, że wyjście z
domku będzie najlepszym rozwiązaniem. Uraczył chłopaka przelotnym
spojrzeniem, po czym udał się w stronę drzwi, w międzyczasie wyciągając
papierosa. Odpalił go i zaczął żałować, że w ogóle zaczął temat. Do
Sehuna nie docierało zupełnie nic. Oprócz tego, że całe zło jakie mu się
ostatnio przytrafiło, to wina Krisa. Yifan zgasił papierosa, po czym
wyrzucił peta za siebie. Miał w dupie to, czy niedopałek podpali las,
czy nie. Stwierdził nawet, że byłoby mu to na rękę. Mógłby spokojnie
wrócić do domu, bez konieczności użerania się z Sehunem.
Zdenerwowany, ruszył w kierunku auta, by wyciągnąć resztę rzeczy.
Przez zaistniałą sytuację zupełnie zapomniał o tym, że obiecał temu
zidiociałemu olbrzymowi, że pójdzie z nim na cholerną plażę. Otworzył
bagażnik i zaczął przyglądać się torbom, które pozostały. Przez jakiś
czas zastanawiał się, czy wziąć rzeczy Sehuna, jednak chwilę później
stwierdził, że nie będzie robił za jego portiera. Jeszcze bardziej
zdenerwowany, chwycił pierwszą torbę z brzegu i przerzucił ją sobie
przez ramię. Odpędził irytujące owady, które zaczęły latać mu nad głową i
odwrócił się w kierunku domku. Przeklął jeszcze pod nosem, czując jak
na prawym przedramieniu powstaje mu ślad po ukąszeniu komara, po czym
wolnym krokiem skierował się w stronę wejścia.
- Hyung! - usłyszał zrozpaczony krzyk, na który automatycznie się
odwrócił. Nie zdążył się rozejrzeć, gdy nagle dostał czymś twardym
prosto w głowę. Szybko złapał się za bolące miejsce.
- Kurwa! - wrzasnął, jednocześnie rozglądając się za winowajcą.
Niestety, oprócz piłki nie zobaczył nic innego. Aby się upewnić, jeszcze
raz rozejrzał się po okolicy, po czym podszedł do przeklętego
przedmiotu. Niepewnie podniósł go z ziemi, po czym zaczął się
zastanawiać, skąd ta cholerna piłka się wzięła. - Co za pieprzony palant
- wymruczał pod nosem, wciąż szukając kogokolwiek wzrokiem.
Dopiero po czasie przed jego oczami pojawił się chłopiec. Kris
zmierzył go od góry do dołu spojrzeniem, po czym stwierdził, że dzieciak
nie ma więcej niż osiem lat. Od razu domyślił się, że piłka należała do
niego, więc bez zbędnych słów zaczął zmierzać w jego kierunku, by oddać
jego własność. Przez chwilę zastanawiał się, czy opierniczyć dzieciaka,
ale potem stwierdził, że to nie miałoby głębszego sensu. Nie chciał
wyładowywać całej swojej złości na chłopcu.
Podszedł do chłopca, powoli wyciągając piłkę w jego kierunku. Miał
zamiar się uśmiechnąć, ale nie zdążył nawet o tym głębiej pomyśleć,
ponieważ mały spojrzał na niego wielkimi oczami, po czym wybuchnął
płaczem, uciekając co sił w nogach do drugiego domku.
Kris przystanął w miejscu, chwilę zastanawiając się, co się stało.
Cały czas trzymał piłkę w rękach, analizując zaistniałą sytuację. Fakt,
był wysoki i mógł wydawać się straszny, ale bez przesady. Dopiero gdy
usłyszał głośniejszy szloch dziecka i trzask drzwi stwierdził, że
faktycznie nie miał podejścia do dzieci.
Odłożył piłkę, podrapał się po głowie, po czym zapalił papierosa, tępo wpatrując się w płot.